Ckx2sWFXEAAoZU9

Kolejny dzień Mistrzostw Europy we Francji za nami. Ogromne emocje towarzyszące polskim kibicom od ładnych kilku miesięcy zaczynają powoli osiągać apogeum. Nie samym starciem Biało-Czerwonych z Irlandią Północną jednak człowiek żyje. Dwunasty dzień czerwca dostarczył nam sporo wrażeń również dzięki dwóm pozostałym meczom.

W pierwszym niedzielnym spotkaniu o godzinie 15 na Parc des Princes w Paryżu zmierzyły się reprezentacje Turcji i Chorwacji. Lubujący się w turniejowych niespodziankach piłkarze znad Bosforu zamierzali choćby zbliżyć się do swojego osiągnięcia z Mistrzostw Europy w 2008 roku, kiedy dotarli aż do półfinału. Luka Modrić i spółka chcieli natomiast zrewanżować się rywalom za porażkę w 1/4 finału wspomnianego turnieju. Pasjonujące widowisko rozstrzygnęły wówczas dopiero rzuty karne.

Selekcjonerzy obu zespołów nie zaskoczyli się wzajemnie zestawieniem pierwszej jedenastki. Z półksiężycem i gwiazdą na piersi wybiegli choćby Arda Turan i zachwycający w minionym sezonie Bundesligi Hakan Çalhanoğlu, w składzie Chorwacji nie zabrakło natomiast gwiazd pokroju Luki Modricia, Ivana Rakiticia, czy Mario Mandžukicia. Dwie młode perły obu ekip, Mateo Kovačić i Emre Mor, rozpoczęły spotkanie na ławce rezerwowych.

Już w 2. minucie o krok od wykorzystania doskonałego dośrodkowania ofensywnie grającego Darijo Srny był Ivan Rakitić, którego strzał o centymetry minął bramkę Volkana Babacana. Turcy zrewanżowali się ostrym faulem Ozana Tufana na Modriciu, czym tylko podkręcili i tak niezwykle gorącą temperaturę widowiska. Przez pierwszy kwadrans spotkania piłkarze obu drużyn zdążyli popełnić aż 8 przewinień. Średnia? 0,5 faulu na minutę…


Zażarta walka w środku pola nie przekładała się jednak na sytuacje podbramkowe. Choć nie można było narzekać na tempo spotkania, to wyraźnie brakowało dokładności w okolicach szesnastki. Szansy na przełamanie rywala oba zespoły upatrywały w stałych fragmentach gry, ale i te nie przynosiły oczekiwanego rezultatu. Najwięcej ochoty do gry mieli boczni obrońcy Chorwatów, Ivan Strinić i Darijo Srna, ale koledzy nie potrafili wykorzystać ich dośrodkowań.


Vatreni mieli jednak dość wyraźną przewagę, wynikającą głównie ze znakomitej gry Luki Modricia. Pomocnik Realu Madryt był zawsze dokładnie tam, gdzie spadała bezpańska piłka, popisywał się również znakomitymi podaniami. Po jednym z nich i kolejnej wrzutce Srny szansę miał Milan Badejl, ale trafił wprost w Babacana.



Najlepszą okazję w pierwszej połowie stworzyli jednak Turcy. Ćorluka i Vida nie przypilnowali w polu karnym Ozana Tufana, który miał szansę z kilku metrów pokonać Danijela Subašicia. Pomocnik ekipy Fatiha Terima trafił jednak wprost w bramkarza Chorwatów.

W 41. minucie Luka Modrić ponownie znalazł się dokładnie w tym miejscu, w którym spadła wybita przez Turków piłka, ale zamiast podawać, zdecydował się kropnąć z 30 metrów. Uderzona futbolówka skozłowała jeszcze przez Babacanem, zupełnie go zaskakując. Fantastyczny strzał pomocnika Królewskich zapewnił piłkarzom Ante Čačicia prowadzenie 1:0 do przerwy.



Drugą połowę spotkania lepiej zaczęli piłkarze znad Bosforu, którzy po efektownym woleju wprowadzonego na boisko Volkana Sena byli o krok od wyrównania. Przed stratą bramki uratował Chorwatów bolesnym blokiem Domagoj Vida. Podopieczni Čačicia natychmiast odpowiedzieli jednak efektownym rajdem Ivana Rakiticia, zakończonym na poprzeczce uderzeniem Darijo Srny z rzutu wolnego i jego niecelnym strzałem na pustą bramkę. Im dłużej trwało spotkanie, tym większa różnica umiejętności uwidaczniała się między oboma zespołami.



W Reprezentacji Turcji rozczarowały przede wszystkim dwie największe gwiazdy ofensywnej formacji – Arda Turan i Hakan Çalhanoğlu. Obaj rzadko pokazywali się kolegom, nie podejmowali też prób rozegrania piłki. Bez ich umiejętności i podań podopiecznym Fatiha Terima trudno było nawiązać walkę z bezbłędnie dyrygowaną przez Modricia Chorwacją.


Nieudolności swoich największych gwiazd nie zdzierżył Fatih Terim, który w 65. minucie zdjął z boiska bezproduktywnego Turana i wprowadził w jego miejsce Buraka Yilmaza. Na boisku pojawił się również Emre Mor, kupiony przed turniejem przez Borussię Dortmund za 9,5 mln €. Na nic jednak korekty w składzie, bo to Chorwaci stanęli przed kolejną doskonałą sytuacją. Po dośrodkowaniu Mario Mandžukicia w poprzeczkę trafił Ivan Perišić.


Ogromnym heroizmem w ekipie Ante Čačicia wykazał się Verdan Ćorluka, który po starciu z rywalem jeszcze w pierwszej połowie aż trzykrotnie musiał zmieniać opatrunek na głowie. Zalana krwią twarz obrońcy Lokomotiwu Moskwa doskonale symbolizowała niesamowite poświęcenie Vatrenich, którzy swoją walecznością potrafili przyćmić nawet słynącą z niej zazwyczaj Turcję.


Hakan Balta i spółka nie posiadali jednak przede wszystkim sportowych argumentów, by przeciwstawić się rywalom. Kilka rozpaczliwych dośrodkowań w okolicach 90. minuty świetnie obrazowało niemoc, z jaką Turcja borykała się przez całe spotkanie. Chorwaci spokojnie odparli ataki i dowieźli do końca jednobramkowe, w pełni zasłużone prowadzenie.


 Turcja 0:1 Chorwacja hr

Po rywalizacji Polaków z Irlandią Północną nadszedł czas na drugie spotkanie w grupie C. Jedni z najpoważniejszych kandydatów do końcowego triumfu, Niemcy, podjęli na stadionie w Lille targaną wciąż niekoniecznie sportowymi problemami Ukrainę. Po zwycięstwie Biało-Czerwonych piłkarze Mychajło Fomienki potrzebowali choćby punktu, by poczuć się pewniej w rywalizacji o awans z grupy.

Joachim Löw, znając ograniczenia swojej drużyny, na pozycji napastnika zdecydował się wystawić nominalnego ofensywnego pomocnika, Mario Götzego. Brak Mario Gomeza, anonsowanego jako podstawowy snajper Niemców, zdawał się być największą niespodzianką w składzie Die Mannshaft.


Zaskoczył również selekcjoner reprezentacji Ukrainy, opierając ofensywną grę swojego zespołu na zaledwie 20-letnim Wiktorze Kowalence. Wspomagać młodego pomocnika w kreowaniu ataków miał zabójczy duet Jewhen Konoplianka – Andrij Jarmołenko.

Skrzydłowy Sevilli był autorem pierwszego, niezwykle groźnego uderzenia na bramkę Manuela Neuera. Już w 4. minucie spotkania urwał się obrońcy i posłał piłkę niemal w samo okienko niemieckiej bramki. Golkiper Bayernu Monachium z najwyższym trudem sparował jego strzał na rzut rożny.


Niemcy starali się zaatakować rywala skrzydłami, na których musieli toczyć boje z 31-letnim Fedetskim i 37-letnim Schevchukiem. Szeroko ustawieni Julian Draxler i Thomas Müller co rusz próbowali zaskoczyć doświadczonych, mało zwrotnych defensorów, ale brakowało im wsparcia ze strony dwóch najsłabszych ogniw reprezentacji – Jonasa Hectora i grającego z konieczności na prawej obronie Benedikta Höwedesa. Z pomocą naszym zachodnim sąsiadom przyszedł jednak arbiter, Martin Atkinson, który niesłusznie podyktował rzut wolny za faul na Müllerze. Piłkę w pole karne doskonale wrzucił Toni Kroos, a odpuszczony w kryciu przez rywali Shkodran Mustafi głową pokonał Pyatowa.



Ukraiński bramkarz wspiął się na wyżyny umiejętności w 30. minucie, wygrywając sytuację sam na sam z Samim Khedirą. Genialnym, kilkudziesięciometrowym podaniem ponownie popisał się rozgrywający tego wieczoru świetne zawody Kroos.


Klasę pokazał również Manuel Neuer, interweniując przy strzale głową Khacheridiego. Poziom spotkania na Grand Stade Lille Métropole zdawał się znacznie przewyższać rywalizację Polaków z Irlandią Północną.


Niemiecki golkiper nie miał już nic do powiedzenia w 37. minucie, kiedy po genialnej akcji Ukraińców przed pustą bramką znalazł się Konoplianka. Nieczysty strzał pomocnika Sevilli wybronił jednak Jérôme Boateng, zatrzymując piłkę dosłownie na linii bramkowej. Podopieczni Mychajło Fomienki dawali do zrozumienia rywalom, że mimo straty bramki w ich głowach nic się nie zmieniło.



Pod naporem Ukraińców gubiła się niemiecka defensywa, po raz kolejny potwierdzając, że daleko jej do monolitu. Piłkarze Löwa jedynie niefrasobliwości Żółto-Błękitnych zawdzięczali utrzymanie prowadzenia do przerwy. W ostatnich dziesięciu minutach piłka niemal ugrzęzła w szesnastce Niemców, którzy nie potrafili dostarczyć futbolówki na połowę rywala.



Drugą odsłonę spotkania Ukraińcy zaczęli jednak schowani we własnym polu karnym, co natychmiast chcieli wykorzystać żądni kolejnej bramki Niemcy. Najpierw strzałem z dystansu popisał się Özil, a chwilę później niezwykle groźne uderzenie oddał Julian Draxler, ale ponownie górą był dobrze dysponowany tego wieczoru Pyatow. Dwukrotnie próbował również najlepszy piłkarz meczu, Toni Kroos. Piłkarze Fomienki w żaden sposób nie potrafili nawiązać do znakomitej końcówki pierwszej odsłony spotkania.



Die Mannschaft nabierali rozpędu z każdą kolejną minutą, budząc niemały niepokój w obozie Polaków, z którymi przyjdzie im zmierzyć się w następnym spotkaniu. Ukraińcom brakowało argumentów przede wszystkim w środku pola, gdzie niepodzielnie rządził duet Kroos-Khedira. Pomocnicy drużyny Joachima Löwa z łatwością tłumili zapędy rywali i posyłali piłki do ofensywniej usposobionych kolegów. Predysponowani do gry w ataku Ukraińców Konoplianka i Jarmołenko byli natomiast zupełnie odcięci od podań.


Fomienko próbował ratować wymykające się z rąk punkty wprowadzeniem na boisko Jewhena Sełezniowa i 19-letniego Ołeksandra Zinczenki. Ani napastnik Szachtara Donieck, ani młody, niezwykle utalentowany pomocnik FK Ufa nie potrafili odmienić gry reprezentacji Ukrainy. Znacznie groźniejszy był natomiast zmiennik w drużynie Niemców, André Schürrle, który znacząco ożywił końcówkę spotkania.



Najbliżej zdobycia gola dla reprezentacji Ukrainy był… Mustafi. W wyniku nieporozumienia z Manuelem Neuerem stoper Valencii był o centymetry od zdobycia samobójczej bramki. We właściwą stronę natomiast skierował swoje uderzenie wprowadzony na boisko w 90. minucie Bastian Schweinsteiger, który wykorzystał świetne podanie Özila i ustalił wynik meczu na 2:0. Zabójcza kontra Niemców zupełnie zniechęciła Ukraińców, którzy aby myśleć o awansie muszą wygrać dwa pozostałe spotkania.


 Niemcy 2:0 Ukraina 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *