10551478461059

W przeciwieństwie do ubiegłego sezonu, który był dla Cracovii najlepszy od niemal dziesięciu lat, w obecnym drużyna Pasów spisuje się mocno przeciętnie, przeplatając bardzo udane i efektowne występy serią słabych meczów. Czy regres formy zespołu Jacka Zielińskiego powinien zaniepokoić Janusza Filipiaka?

Rozgrywki 2015/16 były dla jednego z najstarszych polskich klubów nadzwyczaj udane. Czwarte miejsce na finiszu Ekstraklasy oznaczało wyrównanie osiągnięcia sprzed dziewięciu sezonów, które wciąż pozostaje rekordowym wynikiem Krakowian w najwyższej klasie rozgrywkowej od przeszło 60 lat. Wysoka pozycja dająca w konsekwencji awans do europejskich pucharów musiała zadowolić nawet najbardziej wymagającego właściciela, za jakiego uchodzi Janusz Filipiak. Tym bardziej, że sukces nie został osiągnięty defensywną taktyką nastawioną przede wszystkim na bronienie dostępu do własnej bramki i wyprowadzanie jednego skutecznego kontrataku w meczu. Cracovia pod wodzą Jacka Zielińskiego grała, szczególnie na własnym boisku, bardzo ofensywny, przyjemny dla oka futbol, czego efektem wysokie zwycięstwa przy ulicy Kałuży, chociażby nad Pogonią Szczecin, Śląskiem Wrocław czy Lechem Poznań.

Mimo że Pasom nie udało się zająć ostatecznie miejsca na podium, choć przez wiele kolejek znajdowały się na trzeciej pozycji, wygranie krajowego pucharu przez Legię Warszawa otworzyło 5-krotnym mistrzom Polski drogę do rozgrywek europejskich. Jak się później okazało, bardzo krótką, bolesną i wstydliwą.

U progu kolejnej kampanii ambicje Cracovii poszły mocno w górę. Apetyty na co najmniej walkę o podium zostały rozbudzone, dlatego spokojne utrzymanie, które w poprzednich sezonach okazywało się realnym celem to dla osób związanych z krakowskim klubem zdecydowanie zbyt mało, jak na obecny potencjał zespołu. Już u progu nowej kampanii Pasy zaliczyły klasyczny falstart – zarówno sportowy, jak i wizerunkowy. W I rundzie eliminacji Ligi Europy los skojarzył piłkarzy Jacka Zielińskiego z wicemistrzem Macedonii Shkëndiją Tetowo. Jak mówi stare piłkarskie porzekadło, żadnego rywala nie można lekceważyć, ale odpadnięcie na tym etapie rozgrywek z przeciwnikiem tej klasy nie przystoi przedstawicielowi Ekstraklasy. O ile pierwszy wyjazdowy mecz został uznany za jednorazową wpadkę na egzotycznym terenie, o tyle rewanż, zakończony kolejną porażką, tylko potwierdził, że zespół jest słabo przygotowany do początku sezonu. Tym samym Cracovia dołączyła do niechlubnej listy klubów, które w ostatnich latach zaliczały kompromitacje na arenie międzynarodowej z dużo niżej notowanymi przeciwnikami.



Kiedy przyszło jednak do rywalizacji na krajowym podwórku, Krakowianie pokazali zupełnie inną twarz. Na inaugurację rozgrywek, w meczu dwóch czołowych drużyn poprzedniego sezonu, rozgromili na własnym stadionie Piasta Gliwice aż 5:1. Później jednak, z wyjątkiem efektownej wygranej 6:0 nad mającą swoje problemy Koroną Kielce, wyniki były już zdecydowanie mniej imponujące, a Cracovia wylądowała na odległym, jedenastym miejscu w tabeli, mając tylko trzy punkty przewagi nad ostatnim zespołem.

Co spowodowało zacięcie tak dobrze funkcjonującej maszyny? Najłatwiej wytłumaczyć to odejściem lidera zespołu z poprzednich rozgrywek Bartosza Kapustki. Młody pomocnik, jeden z największych talentów w polskim futbolu w ostatnich latach, nie tylko był podstawowym zawodnikiem Pasów, ale także regularnie otrzymywał szanse gry w reprezentacji Polski od selekcjonera Adama Nawałki. Dobre występy, szczególnie na EURO 2016, zaowocowały zainteresowaniem znaczących europejskich klubów. Ostatecznie Kapustka wylądował w Leicester City, gdzie do tej pory ma spory problem z przebiciem się do kadry meczowej.


W mediach pojawiały się sprzeczne informacje co do sumy, jaką Cracovia otrzymała za swojego zawodnika. Według różnych doniesień kwota ta wahała się od 5,5 do nawet 9 mln €, co nie zmienia faktu, że z pewnością był to rekordowy transfer w historii ligi polskiej. Wydaje się jednak, że pieniądze nie zostały odpowiednio spożytkowane.

W celu wzmocnienia ofensywy, którą już przed rozpoczęciem rundy wiosennej osłabiło odejście najlepszego wówczas strzelca Pasów Denissa Rakeļsa, sprowadzono dwóch obiecujących, młodych atakujących – Mateusza Szczepaniaka i Krzysztofa Piątka. Pierwszy był rok temu czołowym snajperem Ekstraklasy, zdobywając dziesięć bramek dla ostatniego w tabeli Podbeskidzia. Piątek natomiast okazał się ważnym punktem rewelacyjnie spisującego się Zagłębia Lubin. Obaj jak na razie nie prezentują wybornych umiejętności strzeleckich, a symptomatyczne jest to, że najwięcej goli dla Cracovii zdobył w rym sezonie… defensywny pomocnik Miroslav Čovilo, który bramkarzy rywali pokonywał już sześciokrotnie. Szczepaniak jest co prawda skuteczniejszy od swojego rywala w ataku (zdobył cztery bramki – przyp. red.), ale to nadal wynik daleki od oczekiwań kibiców, trenera, a także zapewne samego zawodnika.


Dużo słabszą dyspozycję niż w poprzednim sezonie prezentują również Erik Jendrišek i Mateusz Cetnarski. Słowak zdołał ustrzelić tylko jednego gola, co w porównaniu z zeszłorocznym dorobkiem (13 trafień) jest wynikiem skandalicznym. Właściwie już od marca można było zaobserwować wyraźną obniżkę formy byłego gracza Freiburga, który w dziesięciu ostatnich kolejkach ubiegłej kampanii trafił tylko raz, podczas gdy we wcześniejszych meczach zdobył aż dwanaście bramek. Wśród kibiców Cracovii pojawiają się zatem głosy mówiące, że czas Jendriška przy Kałuży dobiegł końca.


Z kolei uznawany w rozgrywkach 2015/16 za jednego z najlepszych rozgrywających Ekstraklasy Cetnarski w obecnym sezonie zaliczył… tylko jeden dobry mecz – z Koroną Kielce, w którym zanotował trzy asysty.


W pozostałych spotkaniach 28-letni pomocnik był cieniem piłkarza, który jeszcze niedawno regularnie strzelał, podawał i budował akcje ofensywne Cracovii, co sprawiło, że niektórzy kibice, a nawet eksperci domagali się od Adama Nawałki, by powołał Cetnarskiego do reprezentacji Polski. Bez dobrej formy obu zawodników cała drużyna Pasów prezentuje się znacznie gorzej niż jeszcze kilka miesięcy temu.


Być może problemem Cracovii – co w przypadku polskich zespołów nie byłoby niczym nowym – stał się niezwykle wczesny początek przygotowań do sezonu spowodowany występem w europejskich pucharach. Symboliczne urlopy i stosunkowo krótki czas na zbudowanie dyspozycji fizycznej w trakcie okresu przygotowawczego mają teraz swoje negatywne konsekwencje. Dla zachodnich zespołów nie stanowi to dużego utrudnienia, ale w naszych realiach, jak się okazuje, dalej sprawia niemałą trudność.

Cracovia nadal posiada jednak w składzie zawodników, których stać na skuteczną walkę nie tylko o znalezienie się w grupie mistrzowskiej, ale także pozycje medalowe, co zresztą pokazali w zeszłym sezonie. Polska piłka ma jednak to do siebie, że różnice w tabeli są niewielkie i zanotowanie dobrej passy kilku wygranych meczów z rzędu może momentalnie przesunąć zespół do góry. Dla podopiecznych Jacka Zielińskiego taka seria, przy zaprezentowaniu pełni umiejętności, którymi już wielokrotnie raczyli swoich kibiców, nie powinna stanowić bariery nie do przejścia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *