C6WEi9cWMAEf42w

Mimo porażki w pierwszym meczu, nikt w Neapolu nie wyobrażał sobie, że ich drużyna nie będzie walczyć w rewanżu na śmierć i życie. Azzurri na pewno nie zawiedli oczekiwań fanów i pozostawili dobre wrażenie, jednak Sergio Ramos po raz kolejny okazał się znakomitą polisą ubezpieczeniową dla Realu Madryt. Dwa gole Hiszpana po rzutach rożnych zapewniły obrońcom tytułu cenny spokój po tym, jak w pierwszej połowie Królewscy zostali nieco stłamszeni przez aktywnie grających gospodarzy. Napoli żegna się z Ligą Mistrzów z podniesioną głową, ale postawa w obronie nadal stanowi spory ból głowy dla Maurizio Sarriego.

W obu dzisiejszych meczach łatwo było wskazać faworyta do awansu. Wysokie zwycięstwa w pierwszych spotkaniach na pierwszy plan wysunęły ekipy Bayernu i Realu. Jeśli jednak gdzieś można było się spodziewać większych emocji, to należało wskazać na Stadio San Paolo w Neapolu. Trzy tygodnie temu na Santiago Bernabéu gospodarze zwyciężyli 3:1, więc przewaga Los Blancos nie była tak kosmiczna, jak w przypadku rywalizacji Arsenalu z mistrzem Niemiec. Do awansu wystarczało Neapolitańczykom zwycięstwo 2:0, a przewaga własnych trybun również nie była bez znaczenia. Znacznym faworytem bukmacherów pozostawał oczywiście Real, choć wydaje się, że w niektórych przypadkach optymizm był nieco przesadzony…


Skład, jaki zdecydował się wystawić na dzisiejsze starcie Zinédine Zidane potwierdzał, że obrońcy tytułu najlepszej klubowej drużyny na Starym Kontynencie w żadnym stopniu nie zamierzają grać na “pół gwizdka”. Galowa jedenastka miała potwierdzić wyższość Królewskich i zapewnić kibicom z białej części Madrytu bezstresowy wieczór. Fani Napoli mieli na ten wieczór zdecydowanie inne plany – oni znów chcieli, aby San Paolo zamieniło się w bulgoczący kocioł. Maurizio Sarri posłał w bój niemal tych samych piłkarzy, którzy w minioną sobotę wygrali 2:1 w hicie Serie A z Romą – jedyną zmianą było pojawienie się Amadou Diawary w miejsce Marko Roga. W wyjściowej jedenastce Azzurrich zabrakło niestety Polaków – Arkadiusza Milika oraz Piotra Zielińskiego, którzy mieli być tajną bronią gospodarzy na drugą połowę.



Energetyczna atmosfera trybun od początku udzieliła się graczom Napoli. Podopieczni Sarriego wyglądali na świadomych tego, że nie ma na co czekać i szybko chcieli zniwelować straty z pierwszego meczu. Na bramkę Keylora Navasa groźnie strzelali Lorenzo Insigne i Marek Hamšik, jednak ich próby nie przyniosły powodzenia. Real bardzo rzadko wychodził z własnej połowy, momentami wyglądał wręcz na drużynę nieco przytłoczoną atakami gospodarzy. Próby Toniego Kroosa i Garetha Bale’a nie sprawiły problemów Pepe Reinie, natomiast trafienie dla Napoli wisiało w powietrzu.



Starania Partenopeich przyniosły w końcu efekt w 24. minucie. Po dwójkowej akcji Hamšika z Driesem Mertensem, Belg pewnym strzałem pokonał Navasa. Stadion oszalał z radości – trafienie dla gospodarzy oznaczało bowiem, że do upragnionego awansu Neapolitańczykom brakuje tylko jednego gola. Wydawało się, że jeśli wicemistrzowie Italii utrzymają intensywność z pierwszych minut, Real może nie uchronić się przed stratą kolejnych bramek.



Po stracie gola Real na chwilę się obudził i już cztery minuty później był niezwykle blisko wyrównania. W dziewięciu na dziesięć przypadków Cristiano Ronaldo zdobyłby w podobnej sytuacji bramkę, jednak na szczęście dla gospodarzy, tym razem po minięciu Reiny trafił tylko w słupek. To był jedyny przejaw ofensywnej aktywności obrońców trofeum w premierowej odsłonie, bowiem później Los Blancos znów dali się zepchnąć Azzurrim do defensywy.

Drugie trafienie dla Napoli widziało oczyma wyobraźni coraz więcej kibiców, a najbliżej było tego w 37. minucie, gdy obramowanie bramki ostemplował tym razem strzelec pierwszej bramki – Mertens. Wyraźnie zdegustowany grą swoich podopiecznych Zidane zszedł do szatni dobrych kilka minut przed kończącym pierwszą połowę gwizdkiem. Francuz musiał mocno wstrząsnąć drużyną w przerwie, bo przyszłość Królewskich w Lidze Mistrzów rysowała się, zgodnie z kolorem ich trykotów, w czarnych barwach. Po 45 minutach dzisiejszej rywalizacji nadal to goście byli jednak w ćwierćfinale, więc Neapolitańczycy ani na chwilę nie mogli spuścić z tonu. Na podopiecznych Sarriego nadal czekało do wykonania trudne zadanie, ale gra Partenopeich sprawiała, że chyba nikt na San Paolo nie wątpił, że w drugiej połowie Mertensa i spółkę stać na wyeliminowanie wielkiego przeciwnika. To była genialna połowa w wykonaniu gospodarzy – zarówno na trybunach, jak i na boisku.




Piłkarze Napoli wyszli na drugą część meczu z wielkimi nadziejami, jednak już po dwunastu minutach stało się jasne, że marzenia o pierwszym w historii klubu z Kampanii awansie do ćwierćfinału trzeba odłożyć na przyszły sezon. Real okazał się niezwykle pragmatyczny w swoim działaniu, a obie bramki po dośrodkowaniach z rzutu rożnego Toniego Kroosa zdobył – a jakże! – Sergio Ramos. Dla hiszpańskiego stopera były to pierwsze trafienia w tym sezonie Champions League, jednak zarówno w lidze, jak i minionych edycjach LM zdarzało mu się już zdobywać ważne gole dla Los Blancos. Wicemistrzowie Włoch dobrze radzili sobie z atakami gości, jednak brak koncentracji przy stałych fragmentach gry okazał się bardzo kosztowny.



Gorąca atmosfera pod Wezuwiuszem została momentalnie wygaszona, a gracze gospodarzy również nie byli już tak groźni, jak w pierwszej połowie. Zadowoleni z wyniku Madrytczycy do końca meczu nie forsowali już tempa, więc na boisku działo się znacznie mniej niż przed przerwą. Maurizio Sarri wprowadził do gry Polaków, jednak ani Zieliński, ani Milik nie potrafili znacząco wpłynąć na przebieg spotkania. Napoli walczyło, ale w przekroju całego dwumeczu wyraźnie było widać, która drużyna jest znacznie bardziej doświadczona i wyrachowana. Real skrzętnie wykorzystał błędy Azzurrich zarówno na początku drugiej połowy, jak i na końcu. Już w doliczonym czasie gry, po nie najlepszej interwencji Pepe Reiny, wynik na 3:1 ustalił bowiem Alvaro Morata. Wprowadzony kilkanaście minut wcześniej z ławki rezerwowych napastnik ponownie udanie zastąpił Karima Benzemę, który w tym meczu nie olśniewał.



Dzisiejsze spotkanie dobitnie pokazało Napoli, że na poziomie fazy pucharowej Ligi Mistrzów nie ma miejsca choćby na najdrobniejszy błąd i z pewnością stanowi cenną lekcję w kontekście przyszłości. Gdyby podopieczni Sarriego trafili na drużynę słabszą od Realu, być może ich postawa wystarczyłaby do awansu. Królewscy nie mogli jednak pozwolić sobie na wpadkę i w najważniejszym momencie znowu nie zawiedli.




 SSC Napoli 1:3 Real Madryt

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *