pl-felieton-wersja-2

Stało się! Po tym, jak od 2. kolejki Premier League na fotelu lidera zasiadał Manchester City, w końcu na szczycie tabeli doszło do zmiany. Od niedzieli bowiem pierwsze miejsce okupuje Liverpool, a jakby tego było mało, lepsi od ekipy Pepa Guardioli są obecnie także podopieczni Antonio Contego, którzy zostali nowym wiceliderem.

Aż 916 dni czekali kibice The Reds, aby ich klub znowu stał się samodzielnym liderem Premier League. Na pozór “czerwona maszyna” Jürgena Kloppa bardzo przypomina tą, którą dysponował i której przewodził Brendan Rodgers, jednak nie jest tajemnicą, że drużyna północnoirlandzkiego menedżera opierała się przede wszystkim na geniuszu i wykraczających poza jakiekolwiek schematy zagraniach Luisa Suáreza. Ktoś powie: “Zaraz, zaraz! Przecież na starcie sezonu 2013/14 Liverpool wygrywał i bez zawieszonego wówczas Urugwajczyka”. Racja, ale gdyby nie “El Pistolero”, ekipa z Anfield pewnie nie walczyłaby o tytuł mistrzowski do samego końca, a jedynie o TOP4, a kto wie, czy i to nie byłyby za wysokie progi…

Zdecydowaną przewagą obecnej drużyny z czerwonej części Merseyside nad tą z wicemistrzowskiej kampanii jest fakt, iż wyjęcie jednego zawodnika wcale nie wpłynie destabilizująco na jakość zespołu i to właśnie jest największym atutem Liverpoolu Kloppa. Niemiec w przeciwieństwie do Rodgersa dysponuje bowiem głębią składu. Przypomnijcie sobie sezon 2013/14 i to, kim były menedżer Swansea straszył rywali z ławki. Mosesem? Luisem Alberto? Iago Aspasem? Młodsi kibice 18-krotnego mistrza Anglii za kilkanaście lat będą mieli zapewne spory problem, aby błyskawicznie scharakteryzować obu Hiszpanów i wspomnieć kilka istotniejszych faktów związanych z ich pobytem na Anfield.


Spójrzmy, jak wygląda to dzisiaj. Mignolet jest jedynie drugim wyborem Kloppa, Sakho od kilku miesięcy znajduje się poza pierwszym zespołem, ale na Anfield nikt z tego powodu nie rozpacza, bo przecież jest Matip, Lovren (tak, tak – ten sam, który do niedawna był ofiarą ciągłego hejtu ze strony kibiców The Reds), Klavan, Lucas, a do zdrowia wraca utalentowany Gomez. W drugiej linii niemiecki szkoleniowiec też nie może narzekać, a o skład muszą walczyć Lallana, Wijnaldum, Can i Henderson. Wypadniesz z powodu kontuzji? Nie licz, że po rekonwalescencji miejsce będzie na ciebie czekać. Dysonans między Liverpoolem Kloppa i Rodgersa najdobitniej pokazuje rola Daniela Sturridge’a. W zespole 43-letniego menedżera Anglik był absolutnie kluczową postacią, współtwórcą zabójczo-skutecznego duetu SAS, a następnie facetem, na którym opierać się miała gra całego zespołu. Kolejne kontuzje ciemnoskórego napastnika przyprawiały o zawał fanów Liverpoolu, a dzisiaj ci sami ludzie sondują jego przydatność dla drużyny zastanawiając się, czy aby na pewno ma przyszłość na Anfield! Ot, subtelna różnica…

To nie pierwszy i pewnie nie ostatni taki obrazek w tym sezonie, bo Sturridge nie jest przyzwyczajony do bycia rezerwowym w Liverpoolu, gdzie wcześniej już sam jego powrót do gry był fetowany, a niemal każdy występ świętowany. W chwili obecnej Anglik nie jest pierwszym wyborem Jürgena Kloppa, choć nie jest powiedziane, że nie będzie odgrywał jeszcze ważnej roli w jego zespole. Może tak być, jeśli tylko 27-latek pojmie, iż nad swoje indywidualne ambicje musi przełożyć dobro drużyny. Bo na tym dziś bazuje i opiera się siła The Reds – na grupie, a nie wybitnej jednostce.

***

5 ligowych zwycięstw z rzędu, 16 bramek strzelonych i ani jednej straconej, a wszystko co trzeba było zrobić, to zmienić ustawienie. Dobre sobie… Chelsea Antonio Contego w sobotę, choć tylko na kilkanaście godzin, została liderem Premier League i powoli zaczyna przypominać odpowiednio zbilansowaną i zharmonizowaną całość. Momentem zwrotnym dla The Blues były… przegrane derby Londynu z Arsenalem 0:3 na The Emirates, podczas których Włoch zdecydował się przestawić drużynę na uwielbiany przez siebie system 1-3-4-3. Twierdzenie, że modyfikacja ustawienia sama w sobie jest przyczyną tak dobrej postawy ekipy ze Stamford Bridge to jednak olbrzymie uproszczenie, bo nie byłoby tak korzystnych rezultatów Chelsea, gdyby w ślad za zmianą konfiguracji taktycznej nie poszły adekwatne do niej wybory personalne.

Branislav Ivanović – pamiętacie jeszcze tego jegomościa? Odstawienie od składu rozczarowującego już od dłuższego czasu Serba było jednym z kluczy, bo defensywa skonstruowana z Ivanovicia, Luiza i Cahilla po prostu nie miałaby prawa właściwie funkcjonować. Zastanawiające, jak długo tak poprawnie, jak w ostatnich meczach spisywać się będą Brazylijczyk i Anglik, ale ich póki co pomińmy, bo zaskakujących wyborów personalnych, które okazały się strzałem w “10” jest więcej. Victor Moses na pozycji wahadłowego – chyba nikt nie przypuszczał przed sezonem, że Nigeryjczyk dostanie jeszcze okazję zaistnienia w poważnej piłce jako gracz Chelsea, a tymczasem fantastycznie wkomponował się w nowe ramy taktyczne. Marcos Alonso ustawiany po przeciwległej stronie to z kolei dowód na to, że Conte przychodząc do stołecznej drużyny już wiedział, jak chce grać i szukał odpowiednich egzekutorów.


Nemanja Matić również poszerza horyzonty, bo osoba N’Golo Kanté umożliwia Serbowi zapuszczanie się wyżej i częstsze branie udziału w akcjach ofensywnych zespołu. Efekt? 5 asyst w angielskiej ekstraklasie w 11 meczach bieżącego sezonu. Dla porównania: w poprzednich 88 spotkaniach ligowych, w których Matić grał na chwałę Chelsea, tychże finalnych zagrań miał ledwie 9. Eden Hazard również odżył po przybyciu włoskiego szkoleniowca, a na swój optymalny poziom zaczyna wracać właśnie od czasu zmiany ustawienia, wszak obecność wahadłowego nie skłania go do harówki na całej linii boiska, a umożliwia Belgowi częste schodzenie do środka czy na drugie skrzydło.


Obserwując Chelsea Antonio Contego najbardziej rzuca mi się jednak w oczy chęć “zabijania” spotkań, czyli coś, czego pozbawiona była drużyna José Mourinho. W końcu za drugiej kadencji Portugalczyka założenie było klarowne: strzelić, a później nie stracić. Jednym słowem – wyrachowanie. U byłego opiekuna Juventusu jest inaczej, a najlepszym dowodem są właśnie ostatnie mecze. Zarówno w wygranym 4:0 starciu z Manchesterem United, jak i 2:0 z Hull City The Blues dążyli do zdemolowania przeciwnika, przy czym nie zawsze skuteczność stała na tym samym poziomie. Ta cecha sprawia jednak, że chcąc nie chcąc trzeba przyznać, iż na obecną pakę ze Stamford Bridge patrzy się przyjemnie. Londyńczycy są teraz absolutnym przeciwieństwem zespołu, którym dowodził “The Happy One”. 3x “TAK” dla Chelsea Contego w Premier League!

***

W poprzednim tygodniu cały felieton poświęciłem Sunderlandowi, który wówczas po 10. kolejkach wciąż nie miał na swoim zwycięstwa w Premier League. Jako że w miniony weekend podopiecznym Davida Moyesa ta sztuka wreszcie się powiodła, nie mogłem nie poświęcić im chociaż jednego akapitu. Wszystko właśnie za sprawą Szkota, który w mojej opinii tym skromnym triumfem nad Bournemouth, grając w dodatku w osłabieniu po czerwonej kartce dla Stevena Pienaara, zapewnił sobie możliwość dalszej pracy z drużyną Czarnych Kotów, wszak pętla na jego szyi zaciskała się coraz mocniej. 3 punkty zdobyte na terenie Wisienek nie tylko zagwarantują mu tak potrzebny na czas przerwy reprezentacyjnej spokój wewnętrzny, ale i komfort pracy, aby drugi raz równie niekorzystna seria już się nie powtórzyła.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *