587369877

Za nami trzeci weekend zmagań na krajowych boiskach. Nadal zachwyca Zagłębie, pozytywnie zaskakują Arka Gdynia i Jagiellonia, a w kategorii największego rozczarowania wypada wymienić poznańskiego Lecha, który ponownie nie potrafił zdobyć bramki. Co zapamiętaliśmy z minionych kilku dni z Ekstraklasą?

„Asystencki hat-trick” Mateusza Szwocha

Pomocnik Arki, kreowany przed sezonem na lidera gdyńskiego zespołu, dosyć nieśmiało rozpoczął przygodę z Ekstraklasą. W pierwszym spotkaniu nie potrafił przeciwstawić się świetnie ustawionej drugiej linii Termaliki, a w następnym meczu ustąpił pola rewelacyjnemu Yannickowi Kakoko. Trzecia kolejka była już jednak absolutnym popisem 23-latka.


W starciu z Ruchem Chorzów Mateusz Szwoch zawładnął całym placem gry i wypracował niezwykle skutecznym tego dnia kolegom trzy bramkowe sytuacje. Rozgrywający Gdynian imponował przeglądem pola, precyzyjnymi dograniami i dryblingami, z których jeden – w 81. minucie sobotniego spotkania – wprawił w osłupienie całą obronę rywala. Bramka na 3:0 dopełniła dość niecodzienny „hat-trick” Szwocha, który był autorem kluczowych podań przy wszystkich golach, jakie obejrzeliśmy w rywalizacji Arki z Niebieskimi.




Dośrodkowania Furmana

Wypożyczony z Toulouse FC pomocnik Wisły Płock świetnym występem już w pierwszej kolejce sezonu zawiesił sobie poprzeczkę na niebotycznym pułapie. Furman każdym kolejnym spotkaniem udowadnia, że jest w znakomitej dyspozycji i ani myśli obniżać swoich boiskowych lotów. Po asyście i bramce w meczu z Arką Gdynia, 24-latek dołożył kolejne dwa kluczowe podania przy trafieniach kolegów.


W prestiżowym starciu z Legią Dominik Furman dwoma świetnymi dośrodkowaniami ze stałych fragmentów gry zaskoczył faworyzowanych rywali, którzy po dziesięciu minutach mieli do odrobienia już dwubramkowy deficyt. Sam Furman to jednak zbyt mało, aby wygrać z mistrzem Polski.





Pogoń Legii

Legioniści sensacyjnie przegrywali 0:2 po zaledwie dziesięciu minutach Derbów Mazowsza. Świetne dogrania wspomnianego wyżej Dominika Furmana, dwa precyzyjne uderzenia Tomislava Božicia oraz Przemysława Szymińskiego i podopieczni Besnika Hasiego musieli wyrzucić z głowy rewanżowe spotkanie w eliminacjach Ligi Mistrzów z Trenčinem i zająć się odrabianiem strat na polskich boiskach.


Ku uciesze warszawskich kibiców, w znakomitej formie był tego dnia Aleksandar Prijović. Szwajcar najpierw wykorzystał znakomite dośrodkowanie Thibaulta Moulina, a następnie jeszcze przed przerwą sam asystował przy bramce Michała Kucharczyka. W drugiej połowie na boisku w Płocku niepodzielnie rządziła już rozpędzona Legia. W 58. minucie niefortunnie we własnym polu karnym zagrał Jose Kante. Piłka spadła pod nogi Igora Lewczuka, który zwieńczył udany pościg stołecznego zespołu bramką na 3:2. Pogoń doprawdy imponująca, ale nie ulega wątpliwości, że drużyna o takim potencjale jak Legia powinna znacznie lepiej poradzić sobie z beniaminkiem Ekstraklasy.



Vassiljev pogrąża Lecha

Estończyk z Jagiellonii nie przestaje zachwycać na polskich boiskach. Konstantin Vassiljev po każdej z dotychczasowych serii spotkań był wymieniany w gronie głównych kandydatów do miana piłkarza kolejki i nie inaczej jest po minionym weekendzie. Pomocnik Jagi zupełnie rozmontował drugą linię Lecha Poznań i niemal w pojedynkę poprowadził Białostoczan do niezwykle cennego zwycięstwa.


Vassiljev co prawda nie asystował przy żadnej z bramek drużyny Michała Probierza, ale wynika to wyłącznie z faktu, że… sam był autorem obu goli. Estończyk najpierw pokonał Jasmina Buricia precyzyjnym uderzeniem z dystansu, a następnie skutecznie wyegzekwował rzut karny. Po ostatnim gwizdku sędziego asystent szkoleniowca Jagiellonii, Grzegorz Kurdziel, postanowił… ukłonić się w pas swojemu podopiecznemu. W pełni zasłużenie.

“Trener sobie zażartował, ale nie ma co ukrywać – gra mi się fajnie. Mój luz na boisku? Z boku może to tak wyglądać, ale wszystko jest efektem ciężkiej roboty, którą staram się wykonywać. Do tego co robię mam dystans, przecież za dwa tygodnie skończę 32 lata, a wciąż chce mi się grać”Konstantin Vassiljev


Braterska siła

Lechia Gdańsk póki co nie zachwyca w obecnych rozgrywkach. Wprawdzie podopieczni Piotra Nowaka podnieśli się po zaskakującej porażce z Wisłą Płock i wygrali kolejne spotkania – z Górnikiem Łęczna i Wisłą, ale styl gry Zielono-Białych wciąż jest daleki od ideału. Na ofensywną niemoc kolegów, z Rafałem Wolskim na czele, nie mogli patrzeć już bracia Paixao, którzy wzięli sprawy w swoje ręce i w duecie zapewnili Lechistom drugie zwycięstwo w sezonie.


Strzał Sławomira Peszki i świetne podanie ze środka pola Miloša Krasicia zamienił na bramki Flavio, który jeszcze przed końcem spotkania sam asystował przy bramce brata. Świetna gra duetu Portugalczyków wystarczyła na zaskakująco mizerną tego dnia krakowską Wisłę.

Efekt „nowej miotły” na stanowisku prezesa raczej nie podziałał mobilizująco na zawodników Białej Gwiazdy.




Zagłębie idzie na mistrza?

Podopieczni Piotra Stokowca nie przestają zachwycać. Zagłębie odniosło właśnie trzecie kolejne zwycięstwo w obecnym sezonie i próżno na razie szukać wśród pozostałych drużyn kandydatów na pogromców Miedziowych. Tym razem ofiarą Lubinian padła Bruk-Bet Termalica Nieciecza, która kompletnie nie potrafiła nawiązać walki z rozpędzonym rywalem z Dolnego Śląska.


W rywalizacji ze Słonikami prawdziwy popis po raz kolejny dał Filip Starzyński. Pomocnik Zagłębia nie tylko asystował przy bramce Krzysztofa Janusa, ale przede wszystkim dołożył cudowne trafienie tuż przed końcem pierwszej połowy spotkania. W 46. minucie „Figo” huknął z niemal dwudziestu pięciu metrów i umieścił piłkę w okienku bramki Krzysztofa Pilarza. O tym, w jak znakomitej formie znajduje się reprezentant Polski może świadczyć fakt, że zeszłotygodniowy mecz z Lechem skończył z bliźniaczo podobnym, równie pięknym golem na koncie.





Ulewa w Lublinie

Pogoda nie rozpieszczała w niedzielę zawodników Górnika i Cracovii. W pierwszej połowie meczu rozgrywanego na Arenie Lublin było niezwykle duszno i gorąco, a druga odsłona została przerwana przez ulewne opady deszczu.



Nic więc dziwnego, że rywalizacji Łęcznian z Pasami daleko było do piłkarskiego klasyku. Piłka bez przerwy tonęła w kałużach, a większością zagrań rządził przypadek. O dziwo, optyczną przewagę zdawał się mieć Górnik, ale próby gospodarzy były powstrzymywane albo przez obrońców Cracovii, albo ulewny deszcz. Podopieczni Jacka Zielińskiego ograniczali się tylko do kontrataków, jednak żaden z nich nie stworzył realnego zagrożenia pod bramką Sergiusza Prusaka. Nużące spotkanie zakończyło się zatem sprawiedliwym bezbramkowym remisem.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *