Aktualny Kurs Euro - grafika 5

Polacy jako kibice zawsze byli specyficzną nacją. Wiecznie narzekamy, ale pozostajemy wierni. Po porażkach krytykujemy bez umiaru, ale przed kolejnym spotkaniem jesteśmy znów przekonani, że zwycięstwo jest w zasięgu ręki. Bardzo szybko osądzamy, ale rzadko kiedy się zniechęcamy. A nadzieja to ta cnota, która rodzimym fanom piłki kopanej jest najbliższa. Być może zatem i jesteśmy tymi niesławnymi “dziećmi nadziei”, ale historia polskiego futbolu uczy, że czasem warto wyjść na głupiego, aby jakiś czas później móc w pełni radować się z sukcesu.

Dorosła reprezentacja Polski pozwoliła nam w ostatnim czasie zapomnieć, co to znaczy “zawiedziona nadzieja”. Po najczarniejszym okresie w polskiej piłce w XXI wieku, czyli kadencjach Franciszka Smudy i Waldemara Fornalika na stanowisku selekcjonera seniorskiej kadry, piłkarze grający z białym orłem na piersi znów zaczęli być poważani, być może bardziej niż kiedykolwiek. Kibicom jednak niedawno przypomniano, jak to jest wstydzić się za swoją reprezentację. Niestety po raz kolejny na fantastycznie zorganizowanym turnieju w naszym kraju…


W występie polskiej młodzieżówki na EURO U-21 2017 ciężko doprawdy doszukać się jakichkolwiek pozytywów. Wciąż nie cichną zresztą echa tych fatalnych trzech meczów. Trwa łagodna przepychanka pomiędzy obozem zawiedzionych dziennikarzy i kibiców a PZPN-em, który stara się załagodzić nastroje przekonując, że kadra do lat 21 nie jest taka zła, jak ją malują. W tym dyskursie zabawne jest to, że obie strony mają po trochu racji: EURO w wykonaniu Orląt wypadło poniżej krytyki, ale nie zmienia to faktu, że był to pod każdym względem bardzo dobry zespół.

Jak najszybsze zapomnienie o kompromitacji na własnym turnieju jest bardzo kuszące. Bo po co rozpamiętywać bolesne porażki? Ale tak mogliśmy uczynić po EURO 2012. Tym razem jest inaczej, wszak chodzi o młodzież, czyli piłkarzy, których będziemy na większych lub mniejszych stadionach oglądać jeszcze przez kolejnych dziesięć lat. Nie mam ponadto żadnych wątpliwości, że kilku członków tego zespołu zasłuży się jeszcze dla narodowych barw i to już w tej pierwszej reprezentacji. Skoro więc takie imprezy mają być dopiero początkiem jakiejś drogi, w przypadku falstartu analiza i wyciągnięcie wniosków jest naszym obowiązkiem.


Drużyna? Może kiedyś…

Przykro było patrzeć, jak rozlatuje się świetnie funkcjonująca grupa. Marcin Dorna i większość piłkarzy tej kadry znali się od bardzo dawna. Nowe twarzy naturalnie pojawiały się i znikały bardzo regularnie, ale patrząc całościowo, wraz ze sztabem szkoleniowym ta grupa graczy tworzyła spójną całość. Każdy wiedział, na ile i kiedy może sobie pozwolić i tych granic nie przekraczano. Bez jakiejkolwiek przesady można powiedzieć, że Dorna miał u swoich podopiecznych ogromny autorytet.

Źródło: u21poland.com
Źródło: u21poland.com

Problemy zaczęły się wtedy, gdy ten autorytet został podkopany… odgórnie. W drużynie zaczęli się pojawiać i grać zawodnicy, którzy wcale nie byli wybierani przez selekcjonera. Hierarchia, którą tak mozolnie budował i szacunek, jaki żywili do trenera jego kadrowicze, zaczęły się walić. A tego tłumaczyć nikomu nie trzeba – bez atmosfery w drużynie o dobrym wyniku na dużym turnieju można tylko pomarzyć. Zamiast grupy ludzi, którym zależy na jak najlepszym wyniku zespołu, bez względu na indywidualne statystyki, oglądaliśmy na EURO zbieraninę chłopaków, którzy mocno zgrzeszyli egoizmem.


Stres i inni fatalni doradcy

Na zgrupowaniu w Arłamowie panowała dziwna atmosfera. Piłkarze byli pełni werwy i entuzjazmu, ale trener Dorna był jakby czymś przytłoczony. Tym, którzy doświadczyli atmosfery przygotowań do turnieju nie trudno wyobrazić sobie, że Krystian Bielik miał dużo racji mówiąc, że intensywność i jakość treningów nie stała na najwyższym poziomie. Niezależnie od tego, czy wychowanek akademii Lecha Poznań miał rację, czy nie, zdaniem wielu nie powinien był się w ogóle w kadrze na ten turniej znaleźć. Owszem, miał w ręku mocną kartę w postaci dobrych występów w Championship wiosną, ale kontrargumentów też było sporo: nigdy wcześniej nie grał w drużynie Dorny, niedawno sam odmówił udziału w turnieju reprezentacji U-18 i… jest bardzo pyskaty.


Jednak jeszcze dziwniejszy wydawał się pomysł powołania na finały MME Kamila Grabary, 18-letniego bramkarza Liverpoolu, który jak dotąd zasłynął w Polsce tylko tym, że… jest jeszcze bardziej pyskaty od Bielika. Ta koncepcja upadła jednak ze względu na brak chęci ze strony samego zawodnika. To jednak decyzje niewielkiej wagi, bo ani Bielik nie pojawił się podczas EURO na boisku, ani nie zrobiłby tego Grabara, nawet gdyby na polski czempionat się pofatygował. Kluczowa była kwestia obsady pozycji w środku pomocy i formacji ofensywnej. Tam niestety sporo do powiedzenia mieli menedżerowie piłkarzy, którzy zazwyczaj są ostatnimi osobami myślącymi o dobru drużyny. W obliczu tych przedziwnych okoliczności powraca prymarne pytanie: jak w takich warunkach szkoleniowiec ma utrzymać dyscyplinę w zespole i własny autorytet?


Powtórzone błędy

Po klęsce na EURO 2012 ujawniano przeróżne szczegóły zgrupowania i przygotowań do turnieju w wykonaniu Biało-Czerwonych. Mocno oberwało się PZPN-owi za to, że pozwolił, aby bezpośrednio przed imprezą głowy zawracały piłkarzom plany zdjęciowe, na których musieli spędzać wiele czasu w związku z kontraktami sponsorskimi. Ale to tylko kolejne, być może nawet mało znaczące podobieństwo między dobiegającym końca EURO U-21 a turniejem sprzed pięciu lat.

Tym, co najmocniej kłuło w oczy podczas oglądania boiskowych poczynań Orląt, był kompletny brak organizacji gry połączony w dodatku z nieodpowiednim przygotowaniem fizycznym. Dla każdego, kto zna choć cząstkę kariery trenerskiej Marcina Dorny, musi to brzmieć absurdalnie. To szkoleniowiec, który jest zawsze doskonale przygotowany i którego warsztat taktyczny stoi na najwyższym poziomie. Można mu zarzucać brak charyzmy i flegmatyzm, ale fuszerka czy taktyczne dyletanctwo to kompletnie inna bajka.


Powstaje zatem wątpliwość, czy wyraźnie przytłoczony presją selekcjoner popełnił jakieś błędy w przygotowaniu, czy może w wyniku jego zachowania podopieczni nie przyswajali jej tak, jak zwykli to robić dawniej? Na ostateczne wyjaśnienie przyjdzie nam prawdopodobnie poczekać dłuższą chwilę, a niewykluczone, że nigdy go nie poznamy. Stosunkowo niedługo dowiemy się za to, jaka będzie przyszłość Marcina Dorny. Choć opinia publiczna żąda natychmiastowej dymisji, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że do kolejnego EURO i Igrzysk Olimpijskich 2020 młodzieżową reprezentacje znów będzie przygotowywał niespełna 40-letni poznanianin. I zanim się oburzycie – być może taka decyzja wpisywać się będzie w politykę cierpliwości i zaufania, która przynosi tak imponujące efekty na wyższym szczeblu piłki reprezentacyjnej w Polsce?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *