111

Jeszcze trzy kolejki i poznamy pierwsze dwie drużyny, które w przyszłym sezonie będą grać w Premier League. Batalia w Championship była długa, nie zabrakło zwrotów akcji, kapitalnych bramek i faworytów do awansu, którzy stopniowo się wykruszali. Na placu boju pozostaje sześć zespołów, z których żaden nie może być pewny sukcesu.

W ostatnich latach zdarzyło się wiele przypadków drużyn, które kompletnie nie radziły sobie ze spadkiem z elity. Problemy finansowe, konieczność wielkiej przebudowy składu, rozstania się z najlepszymi zawodnikami, roszady w zarządach – często lekarstwem nie było nawet to, że angielska federacja starała się podobne upadki wyhamowywać, dając zdegradowanym klubom finansowy „spadochron”. Chodzi o wielomilionowe kwoty, które trafiają na konta spadkowiczów z Premier League, malejące z każdym sezonem, ale docelowo mające pomóc w ustabilizowaniu sytuacji.

Blackpool, Bolton, niedługo prawdopodobnie Charlton – te kluby jeszcze niedawno grały w Premier League, a w przyszłym sezonie znajdą się w League One. O tym, że nie jest łatwo wrócić do wielkiej piłki, boleśnie przekonują się też Fulham, Blackburn, Wolverhampton, Birmingham, QPR czy Wigan, które obecnie jest blisko awansu do Championship po ekspresowym zjeździe do trzeciej ligi.

Trudno powiedzieć też, żeby kluby z największych angielskich miast miały w tym przypadku świetną sytuację. Cztery z pięciu o największej liczbie mieszkańców (Birmingham, Leeds, Sheffield i Bradford) nie będą miały swoich przedstawicieli w Premier League. Leicester czy Bournemouth pokazały jednak, że bez wielkiej kibicowskiej bazy można śmiało być wśród możnych. I nawet sensacyjnie namieszać w czołówce.

Miejsca, które dają bezpośredni awans są dwa, głównych kandydatów do walki o nie jest zaś trzech – Middlesbrough, Burnley i Brighton & Hove Albion. To nie wyścig na krótki dystans, to prawdziwy maraton, najeżony przeszkodami, wymagający konsekwencji, odpowiednich wykonawców, determinacji. Stawka jest ogromna, bo same prawa telewizyjne, które w przyszłym sezonie jeszcze wzrosną, wyniosą około 100 mln £. Nawet jeśli nie uda się utrzymać w lidze, dojdzie do tego drugie tyle z „płatności spadochronowych” i kontraktów reklamowych. Kiedy mowa o takich pieniądzach, trudno dziwić się, że piłkarze mogą odczuwać ogromną presję.


middlesbrough543-1477310Middlesbrough – 7 sezonów na zapleczu elity. Zamiast szybkiego powrotu, bolesne tułanie się w środku tabeli. Do tego walka o awans do samego końca w poprzednich rozgrywkach, zakończona niepowodzeniem w ostatnim, przegranym z Norwich spotkaniu barażowym. O powtórce takiego scenariusza nikt nie chce nawet myśleć.

Teraz wydaje się jednak, że nic nie może zabrać im awansu. Boro 6 poprzednich spotkań zakończyło wygranymi, dwie ostatnie miały miejsce w dramatycznych okolicznościach, bo decydujące bramki padały już w doliczonym czasie gry. Gole w 90. minucie lub później Smoggies zdobywali w 3 z 6 ostatnich meczów – dobry pokaz charakteru. Przy tak małych różnicach punktowych może to zadecydować o wygraniu całych rozgrywek. We wtorkowym meczu na szczycie bramkę, która zabrała im komplet punktów, Burnley strzeliło… w 91. minucie. Walka o awans wciąż jest otwarta, a emocje będą do końca.

Wygląda na to, że szczęście jest po stronie piłkarzy Aitora Karanki, byłego zawodnika m.in. Realu Madryt, z którym 3 razy wygrywał Ligę Mistrzów. Jako trener czeka na swój pierwszy wielki sukces. I jest od niego o krok.

“Będę zadowolony, bo chłopaki zasłużyli na ten awans. Wygraną w Lidze Mistrzów można świętować przez kilka tygodni, awans do Premier League cieszy przez cały rok”

To jego trzeci sezon w klubie. Ten przypadek potwierdza, że cierpliwość popłaca. Choć i tak nawet w trwającej batalii nie obyło się bez poważnych zawirowań.

W marcu, po serii, w której udało się wygrać tylko 3 z 10 spotkań, Karanka podczas zebrania drużyny zakwestionował zaangażowanie piłkarzy i ogłosił, że nie ma zamiaru dłużej prowadzić zespołu, który na własne życzenie zaprzepaszcza szansę na awans. Jego obowiązki przejął tymczasowo asystent. Może i było to zagranie va banque, ale na dłuższą metę opłaciło się. Ostatecznie spór rozwiązał prezes, piłkarze Boro wrócili na właściwy szlak, po powrocie menedżera ogrywając innego kandydata do awansu – Hull City.


“Radzą sobie coraz lepiej. Widać, że Karanka zbudował ten zespół.Widać tam jedność, drużyna jest rozpędzona. W tym roku powinni awansować” – mówił George Boateng, były kapitan zespołu

Na pewno znacie historię, jaką pisze aktualnie Danny Drinkwater. Pomocnik Leicester zaczynał karierę w Manchesterze United, ale szybko pokazano mu drzwi. Wypożyczenia, treningi – właściwie to było wszystko, na co mógł liczyć. Do elity musiał dobić okrężną drogą. W barwach Czerwonych Diabłów nie zagrał ani razu. Teraz z Lisami walczy o tytuł mistrza Anglii, zbiera kapitalne recenzje, zapracował nawet  na powołanie do kadry.

Clayton krok po kroku przedziera się w stronę elity – przez Leeds, MK Dons i Huddersfield trafił do Middlesbrough. Karanka wypatrzył go w pierwszym meczu z tym ostatnim zespołem i wiedział, że chce go u siebie. Obecnie określa go jako najlepszego pomocnika Championship. Na ile go stać? Powinniśmy przekonać się już niedługo.

“Jeśli coś wydarzyło się w naszej szatni, to tylko pomogło nam to w drodze do awansu. Maszyna znowu ruszyła, bo wszyscy uświadomili sobie, że muszą to zrobić dla siebie samych. Poczuliśmy się zjednoczeni, wiemy, że mamy ten sam cel. W środku sezonu wygrywanie stało się dla nas rutyną. Czuliśmy, że wychodzimy na boisko, robimy swoje i robimy to dobrze. Teraz jest podobnie” – mówił pomocnik Boro, Adam Clayton


Działacze Middlesbrough pokazali też, jak prosta inwestycja może przynieść oczekiwany skutek. Drugoligowiec przed obecnym sezonem sprowadził do siebie Jordana Rhodesa za niecałe 10 mln £, do drużyny dołączyli też Stewart Downing, David Nugent i wypożyczony z Southampton Gaston Ramirez – w angielskiej piłce nazwiska uznane. Każdy z nich dołożył cegiełkę w walce o to, by wrócić do Premier League.

Jeśli wszystko się uda, dla klubu będzie to powrót po 7 latach. W 2009 roku Boro spadło z ligi po 11 latach występów w najwyższej klasie rozgrywkowej, podczas których grywało też w europejskich pucharach (w 2006 roku przegrali z Sevillą finał Pucharu UEFA – przyp. red.) i potrafiło sprowadzać naprawdę ciekawych, uznanych zawodników. Na Riverside Stadium występowali m.in. Paul Ince, Gareth Southgate, Boudewijn Zenden, Gaizka Mendieta, Paul Merson, Ray Parlour, Juninho, Mark Viduka czy Fabrizio Ravanelli.

Zasłużona ekipa może wnieść sporo dobrego do Premier League? W tym sezonie wielu narzekało na to, że styl pozostawiał dużo do życzenia, szczególnie, gdy porównamy go z tym, co prezentował ubiegłoroczny zwycięzca, Bournemouth. Zespół Eddiego Howe’a uprawiał ofensywny futbol, strzelał wiele bramek, nie kalkulował. Boro mają obecnie prawie 40 strzelonych bramek mniej, niż The Cherries na koniec sezonu, często wygrywają minimalnie i stawiają duży nacisk na obronę. Jeśli, mimo trudnego terminarza, uda się zrobić awans, chyba nie znajdzie się wielu krytyków sposobu, w jaki został wywalczony.

Z całej trójki kandydatów do bezpośredniego awansu zespół z północno-wschodniej Anglii ma jednak najtrudniejszy kalendarz. I jednocześnie świetną okazję do tego, by zamknąć usta krytykom.

boro

1796Piłkarze Boro czują na plecach oddech ubiegłorocznego spadkowicza z Premier League, Burnley. Potencjalny awans będzie ich trzecią próbą wśród elity. Dotychczasowe kończyły się po jednym sezonie – zarówno w rozgrywkach 2008/09, jak i 2014/15 nie udało się utrzymać w gronie najlepszych zespołów w Anglii.

Ostatni spadek nie zachwiał zespołem. Posadę utrzymał Sean Dyche, który dorobił się wdzięcznego pseudonimu “Rudy Mourinho”. Zamiast załamywać ręce nad porażką, zacisnął zęby i rozpoczął pracę nad jak najszybszym poskładaniem zespołu.

“Przed nami wyzwanie. Wiemy, że nie będzie łatwo, ale udawało się już wcześniej. Ja sam awansowałem cztery razy, w tym trzy jako zawodnik. Nieważne jaki jest cel, ważne, żeby go osiągnąć. Dążymy do tego i musimy sięgnąć po awans po raz kolejny” – mówi Dyche

Widać to w liczbach. W tym roku jego zespół nie przegrał choćby jednego meczu o punkty – pozostaje niepokonany od 20 spotkań, z których wygrał 13.


Menedżer musiał pogodzić się ze stratą dwóch ważnych zawodników – Danny’ego Ingsa (Liverpool) i Kierana Trippiera (Tottenham), ale udało mu się znaleźć zmienników. Trzeba w tym miejscu zwrócić uwagę na Andre Graya, najlepszego strzelca Championship. 24-latek w 40 meczach zdobył 24 gole, został też wybrany najlepszym piłkarzem ligi. Skoro wyżej było miejsce na poszukiwanie nowego Danny’ego Drinkwatera w osobie Adama Claytona, to w przypadku Graya można mówić o kimś, w kim media na pewno będą upatrywać kolejnego Jamiego Vardy’ego.

Historia podobna, jednak mająca w sobie więcej dramatu – urodzony w Wolverhampton napastnik miał trudną przeszłość. Związał się z gangiem, a skutkiem tego jest blizna po nożu, która “zdobi” jego twarz. W 2012 roku z szóstej ligi trafił do grającego w League Two Luton, rozpoczynając drogę w górę. W obecnym sezonie Burnley zapłaciło za niego blisko 10 mln £, a transfer odbił się szerokim echem w związku z pogłoskami, że klub wyłożył na ten zakup jeszcze większą kwotę. Jeśli kibice byli zdenerwowani tym ruchem, to obecnie nie mogą narzekać, bo Gray jest jednym z architektów tak wysokiego miejsca w tabeli.

Jeśli wszystko pójdzie po myśli The Clarets, w Premier League znów zobaczymy George’a Boyda i Joeya Bartona. Jeśli komuś brakowało jednego z bardziej kontrowersyjnych angielskich zawodników ostatniej dekady, to warto ściskać kciuki za to, by zobaczyć, co jeszcze jest w stanie pokazać na boisku.

Burnley ma jeden z najstarszych składów Championship, jednak rutyna procentuje. Poprzednia lekcja nie może jednak zostać bez konsekwencji – wiadomo, że w przypadku awansu nie obejdzie się bez wzmocnień. Terminarz na ostatnie trzy kolejki przedstawia się korzystnie, kibice mają prawo oczekiwać kompletu zwycięstw. Czy jednak piłkarzom Seana Dyche’a nie powinie się noga w kluczowym momencie?

brighton

200px-Brighton_&_Hove_Albion_logo.svgNa potknięcie rywala czeka trzeci w tabeli Brighton&Hove Albion. Mewy jeszcze nigdy nie grały w Premier League, najlepsze lata w swojej historii przeżywały na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Potem nastąpił regres, a ostatnie dwie dekady były czasem prawdziwego kryzysu. O krok od upadku z powodu ogromnych kłopotów finansowych, zmiany właścicieli, sprzedaż Goldstone Ground, na którym grali przez 95 lat, spadek do trzeciej ligi, konieczność rozgrywania spotkań na zaledwie 7-tysięcznym obiekcie… To jednak dobiegło już końca.


Dwa sezony temu walczyli o Premier League w fazie play-off, jednak zostali brutalnie sprowadzeni na ziemię przez Derby County. W ubiegłym zaliczyli bardzo zły sezon, kończąc rozgrywki na 20. pozycji. Teraz jednak chcą rzucić wyzwanie ścisłej czołówce i uniknąć baraży. W tym momencie mają tyle samo punktów co Burnley, jednak czekają ich jeszcze mecze z Derby i Middlesbrough – będzie to prawdziwy egzamin dojrzałości dla zawodników Chrisa Hughtona, szkoleniowca, który najpierw ratował drużynę w trudnej sytuacji, a obecnie, niespodziewanie dla wielu, stworzył bardzo ciekawą drużynę. Bez wielkich gwiazd jak na Championship, jednak na pewno z charakterem, który kochają kibice z Falmer Stadium, 30-tysięcznego obiektu w Brighton.

Swoją historię chcę tutaj zakończyć w wielkim stylu Bobby Zamora, który wypłynął z Brighton na szerokie wody angielskiej piłki. Tottenham, Fulham, West Ham czy QPR to dobra kariera, ale ostatnie słowo nie zostało jeszcze powiedziane.

“Kiedy do nas przychodził, obiecaliśmy mu grę na wspaniałym stadionie. Był rok 2000. Nie sądziłem, że będzie musiał na to poczekać 15 lat. Znam historię klubu, sam byłem w tych tłumach, które dopingowały Brighton. Był wielki potencjał do tego, by sprowadzić kibiców” – mówił Dick Knight, były prezes klubu, jedna z najważniejszych postaci, które przyczyniły się do tego, by uratować Mewy

Sam Zamora podkreślał, że to klub z niezwykłą atmosferą, fenomenalną bazą treningową i klimatem, którego może pozazdrościć wiele ekip grających wyżej. Niepokonani od 11 spotkań, z serią 4 kolejnych zwycięstw – Chris Hughton, który kiedyś pomógł w powrocie do Premier League Newcastle i wciąż ma wiele do udowodnienia, nie chce niczego więcej, niż utrzymania formy do końca.


Awans byłby fenomenalnym prezentem na 115. rocznicę założenia klubu. 3 miejsce postawi ich w roli faworyta do awansu? Może to tylko liczby, ale faktem pozostaje, że w ostatnich 15 latach aż 8 razy w barażach najlepsza okazywała się drużyna, która przystępowała do nich z najniższego miejsca podium.

Baraże dla czterech drużyn to prawdziwe pole walki po morderczym sezonie, na którym trudno postawić kogoś na straconej pozycji. Jeśli 46 kolejek było maratonem, to wybrańców czeka jeszcze ostatni sprint, w którym do przodu będą pchać rezerwy i ambicja. Tej ostatniej cechy nie można odmówić żadnej z drużyn, które pozostały na placu boju – Hull City, Derby i Sheffield Wednesday.

1952Hull marzyło o natychmiastowym powrocie i wszystko wskazywało na to, że ta misja ma prawo zakończyć się powodzeniem. Tygrysy pozostają pod wodzą Steve’a Bruce’a od lipca 2012 roku, ze zmiennym szczęściem. Nie miały prawa zaatakować wyższych obszarów tabeli,  z tym szkoleniowcem przetrwały na najwyższym szczeblu ledwie jeden sezon. W drugim, mimo sporych wzmocnień, przyszła degradacja, a wraz z tym strata m.in. Jamesa Chestera i Robbiego Brady’ego. Dwóch ich czołowych obrońców znalazło zatrudnienie w Premier League, ale Hull i tak ma drugą najlepszą defensywę ligi.

Tu może zaprocentować doświadczenie zawodników – The Tigers mają piłkarzy z pokaźnym doświadczeniem na wyższym szczeblu rozgrywek. Na papierze ten zespół nie wygląda gorzej niż ekipy, które są zaangażowane w walce o utrzymanie klasę wyżej.

“Nie możemy liczyć na jakąś spektakularną klęskę tych, którzy są nad nami. Musimy szykować się na walkę w barażach i jeśli to ma być nasza droga, to właśnie nią pójdziemy” – mówił Bruce


Derby_countyDerby County to kolejny z kandydatów, który marzy o tym, by sprawdzić swoje siły w starciach z czołowymi angielskimi drużynami. The Rams zdołali zapisać się w historii Premier League, jednak kibice wolą nie wspominać tej niechlubnej karty. W sezonie 2007/08 Barany po jednym sezonie spadły z ligi jako zespół, który zanotował najniższą liczbę punktów w historii – przez całe rozgrywki uciułali ich tylko 11.

Późniejsze lata stały pod znakiem próby otrząśnięcia się. The Rams byli nawet blisko spadku z Championship, ostatnie lata stoją jednak pod znakiem progresu. W sezonie 2013/14 Derby walczyło z QPR w barażach. W decydującym meczu piłkarze z Pride Park przegrali 0:1 i musieli przełożyć marzenia na późniejszy termin. Gola stracili w doliczonym czasie gry, a sami zmarnowali wcześniej kilka dogodnych sytuacji.

Derby w pewnej chwili miało swoją szansę na bezpośredni awans, jednak o tym, że zagrają w play-off zadecydowała seria siedmiu meczów bez wygranej, która kosztowała posadę Paula Clementa. Słaby początek sezonu, później imponująca dyspozycja, która dała im nawet prowadzenie w tabeli, następnie kolejne wahanie dyspozycji… Gdyby zespół był w stanie ustabilizować swoją grę, wciąż grałby o pierwszą dwójkę.

Menedżer zbierał szlify jako asystent Carlo Ancelottiego w PSG i Realu Madryt, ale nie przełożyło się to na wyniki. Wywalczenie przepustki do Premier League nie miało być priorytetem na ten sezon, jednak szefowie uznali, że drużyna nie zrobiła wystarczającego postępu. Obecnie sezon w roli menedżera dokończy Darren Wassal, który nie ma wiele do stracenia.

Clement dostał swoją szansę, dwukrotnie bił transferowy rekord klubu. Miał fundusze na to, by zbudować silną drużynę – sprowadził m.in. Toma Ince’a z Hull i Bradleya Johnsona z Norwich (za blisko 11 mln £, co jak na Championship jest kwotą poważną).

Najlepsze chwile klub przeżywał 40 lat temu, kiedy to Derby dwa razy zdobywało mistrzostwo Anglii i walczyło w europejskich pucharach.


Obecnie są podstawy do tego, by myśleć o awansie, ale droga do tego wygląda na bardzo trudną. Oczy kibiców będą skierowane na Chrisa Martina i Toma Ince’a, prezentujących poziom, którego nie powstydziliby się zawodnicy Premier League.

rwtsus1448811545Ostatni zespół, który na tę chwilę wziąłby udział w barażowym starciu, to Sheffield Wednesday. To jednocześnie jedno z największych zaskoczeń tego sezonu w Championship. Poprzednie trzy sezony mieściły się gdzieś pomiędzy walką o utrzymanie, a grą w środku tabeli. Przed startem obecnych rozgrywek władze klubu zdecydowały się jednak na ciekawy ruch w postaci zatrudnienia Carlosa Carvalhala. Portugalczyk, znany przede wszystkim z pracy w klubach w ojczyźnie, mocno przebudował zespół, sprowadzając kilkunastu zawodników. Wszystko albo nic – tak wygląda z boku strategia, która zakończyła się sukcesem. Pieniądze wniósł do gry nowy właściciel, tajski biznesmen  Dejphon Chansiri, który kupił klub za 37,5 mln £.


“Nie chcę spędzić nawet sekundy na gdybaniu dotyczącym tego, czy możemy wywalczyć awans. To, co muszę zrobić, to skupienie się na każdym następnym meczu i spróbować go wygrać. To jedyne, nad czym mamy kontrolę. Nie patrzę na wyniki meczów naszych rywali. Zobaczymy, na co stać nas na koniec rozgrywek” – powiedział Carvalhal

Menedżer Sheffield Wednesday został niedawno doceniony nową umową. Jednym z celów, które przed nim stały, była zmiana stylu gry – The Owls (czyli Sowy) miały grać futbol atrakcyjny i widowiskowy, a przy tym agresywny, nastawiony na walkę o każdy centymetr boiska. Zespół z hrabstwa South Yorkshire strzela sporo bramek, jednak nie może pochwalić się żelazną defensywą. Skutkiem są właśnie emocje i nieobliczalność, która może okazać się zarówno dużym atutem w barażach, jak i przekleństwem.

Mówimy przy tym o klubie zasłużonym, który jest jednym z najstarszych na świecie. Założony w 1867 roku, od początku swojej historii zdołał wywalczyć cztery tytuły mistrza Anglii, jednak to prawdziwa piłkarska prehistoria – ostatni z nich przypadł Sowom w udziale w roku 1930. Ewentualny awans byłby powrotem do Premier League po 16 latach. Plan nowego właściciela Sheffield i ciche marzenie kibiców zakładają awans do 2017 roku – takie świętowanie 150. urodzin klubu na pewno byłoby gigantycznym osiągnięciem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *