osaze-odemwingie-900x600

Zawód „piłkarz” to najlepsza praca na świecie? Wśród kibiców futbolu nie brakuje takich, którzy zamieniliby swoje z uporem budowane CV na kontrakt z dowolnym klubem. Mnóstwo czasu wolnego, wysokie zarobki, zainteresowanie kobiet i wiekopomna sława – czy może być lepiej? Jednak nie każdy zawodnik nazywa się Cristiano Ronaldo i gra w Realu Madryt. Piłkarska rzeczywistość to również niższe klasy rozgrywkowe i walka choćby o roczną umowę, która pozwoliłaby na wyżywienie rodziny. Okazuje się, że nawet majętna liga angielska bywa brutalna dla swoich reprezentantów.

Wraz z końcem tegorocznego letniego okna transferowego aż 844 zawodowych angielskich piłkarzy stało się wolnymi agentami. Dotychczas tylko 154 z nich udało się podpisać nowe kontrakt. Pozostali wciąż czekają na ofertę, która pozwoli im opłacić czynsz i sfinansować kilka najbliższych posiłków.

Rzeczywistość niższych lig w Anglii daleka jest bowiem od realiów znajdującej się pod obserwacją całego piłkarskiego świata Premier League. Na szczeblu czwartej czy piątej klasy rozgrywkowej trudno jest wynegocjować długoterminowy kontrakt. Większość umów jest podpisywana na okres jednego roku, bez rozmaitych klauzul dających nadzieję na przedłużenie przygody z klubem. W takiej sytuacji trudno o stabilizację formy i domowego budżetu. O budowaniu rodzinnego ogniska nawet nie wspominając…

Były napastnik Watfordu Marvin Sordell spędził swego czasu trzy długie lata bez swojej życiowej partnerki, grając w barwach ekstraklasowego Boltonu. Po wypełnieniu kontraktu na Reebok Stadium Anglik przeniósł się do Burnley, jego dziewczyna zamieszkała w Londynie i wiele wskazywało na to, że w końcu uda im się osiągnąć upragnioną symbiozę życia zawodowego i prywatnego. Nic z tego. Sordell nie dostał oferty przedłużenia kontraktu z The Clarets, następnie spadł z League One z ekipą Colchester, a obecnie mozolnie poszukuje nowego źródła utrzymania. W cztery lata z wciąż utalentowanego snajpera, grającego nawet na Igrzyskach Olimpijskich w barwach Wielkiej Brytanii, zszedł do poziomu bezrobotnego zawodnika z czwartej ligi angielskiej…

“Są takie chwile, kiedy budzisz się i zdajesz sobie sprawę, że nie czerpiesz z futbolu już takiej przyjemności jak dawniej. W mgnieniu oka możesz spaść z bardzo wysokiego poziomu niemal na piłkarskie dno. Przeprowadzałem się już tyle razy, że trudno jest mi gdziekolwiek się zaaklimatyzować, poznać kolegów z zespołu i poczuć, że gram we właściwym klubie, z którym mogę się identyfikować”Marvin Sordell

Podobne zdanie ma zapewne Michael Collins, do niedawna zawodnik… indyjskiego Bengaluru FC. Ostatnie miesiące kariery 30-latka przypominają bowiem istny kontraktowy rollercoaster. Collins, niepewny regularnej gry w zespole Oxford United, postanowił przenieść się na wypożyczenie do innej drużyny z League Two – York City. W barwach The Minstermen zdołał zagrać w zaledwie siedmiu spotkaniach, bowiem po zwolnieniu ówczesnego menedżera zespołu został natychmiast odesłany do swojego macierzystego klubu. Oxford nie był jednak zainteresowany dalszym korzystaniem z usług pomocnika. Collins rozwiązał więc kontrakt i postanowił dołączyć do Oldham, grającego zaledwie 40 kilometrów od jego domu w Halifax. Na przeszkodzie znów stanęła jednak zmiana szkoleniowca. Negocjacje zerwano, a jedyną opcją, jaka pozostała 30-latkowi była wycieczka nad Ganges…

“Na angielskim rynku nigdy nie możesz czuć się pewnie. Tak funkcjonuje niestety futbol na Wyspach. Zawsze przecież znajdzie się ktoś młodszy i tańszy od ciebie. Tutaj, w Indiach, można jednak zarobić znacznie więcej niż w League Two i w większości ekip League One, a koszt życia jest zresztą bardzo niski. Klub bierze na siebie sprawy związane z zakwaterowaniem, posiłkami i podróżą. Po kilku latach można wrócić do Anglii z solidną walizką gotówki na spokojne życie”Ashley Westwood, menedżer Bengaluru FC

Collins utrzymuje, że w Indiach spędził najlepsze lata swojej piłkarskiej kariery, ale niewiele brakowało, aby i ta przygoda skończyła się dla niego już po kilku tygodniach. W trakcie wakacji zawodnik postanowił wrócić do ojczyzny i rozpocząć treningi w Blackpool. Nieoczekiwanie gościnny udział w zajęciach zespołu prowadzonego przez Gary’ego Bowyera mógł na dobre zakończyć jego przygodę z piłką.

“Po kilku dniach zacząłem czuć ból w swojej stopie. Pomyślałem, że to normalne podczas okresu przygotowawczego i wróciłem do treningów. Kontuzja zaczęła się jednak nasilać i pod koniec tygodnia miałem problemy z krótką przebieżką po boisku. To były najgorsze chwile w mojej karierze. Wszystko zaczynało się w końcu układać, a ja doznałem urazu, którego nawet nie mogłem skonsultować z fizjoterapeutą, bo przecież nie miałem kontraktu w Blackpool. Zgłosiłem się do PFA (Professional Footballers’ Association – red.) i z pomocą mojego kuzyna, rugbysty Scotta Grixa, zdołałem jakoś przezwyciężyć kontuzję dzięki pracy na domowej siłowni”Michael Collins

Wycieczka na południowe wybrzeże Azji kosztowała jednak angielskiego piłkarza utratę pozycji na rodzimym rynku transferowym. Obecnie Collins pozostaje bezrobotny i stara się za wszelką cenę znaleźć klub, w którym mógłby kontynuować swoją już 12-letnią karierę. To jednak, jak się okazuje, całkiem przyzwoity wynik, bowiem średnia długość przygody w zawodowym futbolu na Wyspach wynosi zaledwie osiem lat. Najtrudniejszy jest ponoć pierwszy etap kariery. Aż 75% zawodników, którzy wchodzą do świata profesjonalnej piłki wraz z ukończeniem 16 roku życia, żegna się z nim jeszcze przed ukończeniem 21 lat!

Kto wie, czy podobny los nie czeka 20-letniego Emmanuela Sonupe, do niedawna trenującego z pierwszym zespołem Tottenhamu. Gra w „dziadka” z Harrym Kane’m i Christianem Eriksenem okazała się niewystarczająca, by zadebiutować w Premier League. Koniec sezonu 2015/16 oznaczał również dla młodego Anglika pożegnanie z White Heart Lane.

“Mam wielu przyjaciół, którzy skończyli karierę, bo nie mogli znaleźć nowego klubu. Podejrzewam, że podobnie może być ze mną. Trudno jest tak bezczynnie patrzeć w przyszłość i czekać na szansę, która może nigdy nie nadejść”Emmanuel Sonupe

Ciemnoskóry pomocnik przebywał na testach w Millwall, zaliczył również epizody na treningach QPR, Birmingham oraz Leicester. Mimo tego, że Sonupe ma za sobą aż jedenaście lat pracy ze szkoleniowcami Tottenhamu, kluby nie chciały zatrudnić go z powodu braku boiskowego doświadczenia. Zaledwie cztery profesjonalne występy, w dodatku na wypożyczeniu w szkockim przeciętniaku z St. Mirren, nie potrafiły przekonać żadnej ekipy z wyższych lig.

Anglik postanowił więc wykonać krok w tył i związał się z beniaminkiem League One – Norhampton Town.

„Kiedy byłem na testach w Birmingham, dostałem telefon z Norhampton i pomyślałem, że to jest miejsce, w którym mogę liczyć na regularną grę. Czasem lepiej jest zejść niżej, ale grać z seniorami, niż tułać się bez przerwy po zespołach U-21” – stwierdził Sonupe

Doświadczeni gracze, z kilkunastoma sezonami gry na najlepszych boiskach świata w CV, również mają jednak problemy ze znalezieniem pracy. Jednym z nich jest Peter Odemwingie, 63-krotny reprezentant Nigerii.

“Jestem wolnym agentem po raz pierwszy w mojej karierze. Tego lata było bardzo cicho. Cały czas czekam na oferty, fajnie byłoby też pozostać w Anglii. Wiem, że nie jestem już piłkarskim prospektem, ale wciąż wierzę, że mógłbym być ciekawym uzupełnieniem składu dowolnej drużyny”Peter Odemwingie

Marzeniem 35-latka jest występ na Mistrzostwach Świata w Rosji, czyli w kraju, w którym się wychowywał. Motywacją jest również jego najstarszy syn, który nie ukrywa, że bardzo chciałby zobaczyć swojego tatę na tak wielkim turnieju.

Niewiele brakowało, a Nigeryjczyk znalazłby miejsce, w którym mógłby solidnie przygotować do bieżących rozgrywek, a w dalszej perspektywie – także mundialu. Przed sezonem Odemwingie dołączył bowiem do ekstraklasowego Hull City, które zaoferowało mu kilkutygodniowe testy. Byłego napastnika Stoke spotkała jednak podobna historia do wspomnianego już Marvina Sordella. Wystarczyła niespodziewana zmiana na stanowisku menedżera Tygrysów, aby urodzony na terenie obecnego Uzbekistanu piłkarz pożegnał się z kontraktem i prawdopodobnie także szansą na wyjazd na rosyjski czempionat.

Piłka nożna to jednak nie wszystko, a po zakończeniu kariery warto zapewnić sobie „miękkie lądowanie”. Niektórzy zawodnicy już od początku przygody z futbolem zdają sobie sprawę, że dziecięce marzenia nie zawsze udaje się urzeczywistnić i należy na bieżąco pracować nad „planem B”. Bradley Pritchard, zwolniony niedawno z kontraktu w Leyton Orient, łączył ostatnie dwa lata kariery ze studiami prawniczymi na prestiżowej BPP Law School. 31-latek uczęszczał na zajęcia po zakończeniu treningów, a regularna gra na szczeblu League One w barwach Charltonu pokazuje, że potrafił umiejętnie pogodzić naukę ze sportowym hobby. Tegoroczne okienko transferowe może się jednak okazać ostatnim, w jakim można było pozyskać pochodzącego z Zimbabwe piłkarza.

“Wciąż nie znalazłem klubu, a po rozmowach z moim agentem zrozumiałem, że być może profesjonalny futbol nie jest już zajęciem, które powinienem wykonywać przez najbliższy rok. Podpisałem nowe umowy i dostałem pracę w firmie, która pozwoli mi kontynuować studia oraz zapewni dodatkowe doświadczenie w branży. Nie chcę jednak myśleć już o sportowej emeryturze. Prawdę mówiąc, gdzieś głęboko czuję, że chciałbym jeszcze pokopać piłkę”Bradley Pritchard

I słusznie. Prawdziwą pasję trudno przecież przykryć stertą banknotów…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *