Epidemia koronawirusa zupełnie zdezorganizowała świat, który do tej pory znaliśmy. Reperkusje dotknęły także futbol, gdzie wszyscy musieli się odnaleźć w zupełnie innej rzeczywistości. Oznaczała ona przedłużenie letniego okienka transferowego aż do pierwszych dni października. Od tego czasu minęła zatem kilkanaście tygodni, ale wciąż nie brakuje polskich zawodników, którzy bezwzględnie muszą rozejrzeć się za nowym pracodawcą. W przeciwnym razie definitywnie wypadną z kręgu zainteresowania selekcjonera Jerzego Brzęczka i przełożony na ten rok turniej o prymat na Starym Kontynencie obejrzą jak większość rodaków, przed ekranami telewizorów.
Kamil Grosicki
W zeszłym sezonie osiągnął w końcu swój cel i wywalczył awans do Premier League. Na zapleczu angielskiej elity był głównie zmiennikiem, dlatego spodziewano się, że podobną rolę będzie odgrywał także po wywalczeniu promocji do angielskiej elity. Nikt nie spodziewał się jednak, że będzie aż tak źle.
Podczas 17 kolejek tego sezonu angielskiej ekstraklasy przebywał na murawie przez zaledwie 10 minut, a aż 9 razy nie znalazł się nawet w kadrze meczowej The Baggies. Z dobrej strony pokazał się co prawda w niedawnym starciu w ramach krajowego pucharu, ale trudno spodziewać się, aby to radykalnie zmieniło to jego sytuację na The Hawthorns.
Kamil Grosicki na wylocie z West Bromwich Albion. Sam Allardyce nie widzi go w swoich planach.
— Tomek Hatta (@Fyordung) January 7, 2021
Jeśli 32-letni skrzydłowy myśli o tym, żeby wciąż odgrywać pierwszoplanową rolę w reprezentacji Polski, to bezwzględnie musi zainteresować się zmianą pracodawcy. Sebastian Szymański, Przemysław Płacheta czy Kamil Jóźwiak wielokrotnie wyrazili gotowość do gry w podstawowym składzie, a w orbicie zainteresowań selekcjonera znajdują się jeszcze Jakub Kamiński, Przemysław Frankowski czy mający ostatnio problemy w klubie Damian Kądzior.
Cieszę się z powrotu do gry … #NeverGiveUp @WBA pic.twitter.com/avU7VbVqYl
— Kamil Grosicki (@GrosickiKamil) January 9, 2021
Arkadiusz Milik

W czerwcu 2021 roku wygasa umowa łącząca wychowanka Rozwoju Katowice z ekipą z Stadio San Paolo. Już wiele miesięcy stało się zatem jasne, że wyjścia są dwa: jak najszybsze podpisanie nowego kontaktu i zagwarantowanie sobie solidnej podwyżki lub odejście z Neapolu już podczas letniego okienka transferowego. Były napastnik Górnika Zabrze czy Ajaksu Amsterdam długo nie mógł się określić na temat swojej przyszłości, czym mocno zdenerwował Aurelio De Laurentiisa. Kontrowersyjny właściciel Partenopeich zapowiedział w końcu, że Polak powinien jak najszybciej związać się z nowym zespołem, bo w przeciwnym razie czeka go rok na ławce lub nawet na trybunach.
26-letni napastnik był łączony z wieloma klubami. Wymiano w jego kontekście Juventus, Romę, Everton, Tottenham czy nawet Manchester United, ale żadna z tych opcji nie wypaliła. Na finiszu tego okna pojawiła się oferta z Fiorentiny, ale nie spotkała się ze szczególnym zainteresowaniem. W ostateczności pierwszą część sezonu spędził na trybunach, niezgłoszony do żadnych rozgrywek. Przed nim w hierarchii byli bowiem Dries Mertens i Victor Osimhen, ale nawet Andrea Petagna czy Fernando Llorente.
M. Koźmiński o A. Miliku na łamach Il Messaggero:
– Brak gry przez rok byłby szaleństwem, wciąż może dać wiele reprezentacji. Przy okazji ostatnich powołań widzieliśmy, że prezentuje się gorzej. Musi wrócić do treningów i gry. Aktualnie wygląda bardziej jak emeryt niż piłkarz.
— Bartek Szulga (@BartekSzulga) January 8, 2021
Trudno wyobrazić sobie sytuację, gdy pozostanie w stolicy Kampanii do końca umowy. W ten sposób właściwie zamknąłby sobie drogę na Mistrzostwa Europy. Z drugiej strony nie słychać w ostatnim czasie o jakiś konkretnych propozycja, a jedna z ciekawych opcji właśnie się “wysypała”.
Zdaniem włoskich mediów upadł temat transferu Arkadiusza #Milika do #Atletico.
Do stołecznego klubu ma trafić Moussa #Dembélé z #Lyonu. pic.twitter.com/1D1dggWEPl
— Nasz Futbol (@NaszFutbol) January 10, 2021
Damian Kądzior

Latem zeszłego roku doczekał się nagrody za dobre występy w barwach Dinama Zagrzeb i doczekał się transferu do ekipy występującej w jednej z pięciu najsilniejszych ligach Starego Kontynentu. Od początku wielu ekspertów poddawało jednak pod wątpliwość sens przenosin błyskotliwego skrzydłowego właśnie do Eibaru, który słynie raczej z topornego futbolu, opartego głównie na dobrym przygotowaniu fizycznym. Niestety, obawy okazały się słuszne.
Za nami 18 kolejek LaLiga i 6-krotny reprezentant Polski nie uzbierał nawet 200 minut na hiszpańskich boiskach. Szczególnie niepokojący był listopad i grudzień, gdzie dostał zaledwie jedną szansę na zaprezentowanie swoich umiejętności. Przełomu nie przyniósł także rozegrany kilka dni temu mecz w ramach Pucharu Hiszpanii, gdzie były zawodnik Górnika Zabrze czy Jagiellonii Białystok zapisał na swoim koncie asystę. W następnym meczu ligowym 28-latek znów usiadł na ławce rezerwowych i tam spędził całe 90 minut.
Eibar prawie okazał się frajerem roku, bo w meczu z trzecioligowcem Las Rozas CF w sześć minut z 3:0 wypuścili na 3:3 (od 73 do 79'), ale w dogrywce uratowali awans. Damian Kądzior z asystą, z anulowanym golem i pozytywnym występem, choć – jak cały Eibar – z biegiem meczu gasł.
— Jakub Kręcidło (@J_Krecidlo) January 7, 2021
Najwyższy czas pomyśleć zatem o chociażby tymczasowej zmianie otoczenia, gdzie mógłby w końcu liczyć na regularne występy. Inaczej może zabraknąć dla niego biletu na zbliżające się Mistrzostwa Europy, gdzie być może szansę dostanie tylko czterech skrzydłowych.