jedziemy-do-francji_24797777

„Wreszcie narodziła się drużyna” – krzyknęli zgodnym chórem eksperci po ostatnim gwizdku arbitra Cüneyta Çakıra, kończącym mecz Polska – Irlandia. Stadion Narodowy oszalał, ten wielki i niesamowity obiekt trochę musiał poczekać na takie chwile. Do pewnego momentu kojarzył się przecież głównie z klęskami, teraz aż kipiał od emocji. Gdy wracam pamięcią do smutnych dni, kiedy nasza reprezentacja nie stanowiła zespołu i zbierała regularny łomot, uśmiech jest jeszcze większy. Jedziemy do Francji, ale tym chłopakom udało się zrobić coś znacznie ważniejszego. Przywrócili swojej profesji godność.

Rok 2013. Selekcjonerem reprezentacji Polski zostaje Adam Nawałka. Przejmuje zespół nieprawdopodobnie rozbity i będący pod ogromnym ostrzałem kibiców oraz opinii publicznej. Za nami zakończone klęską eliminacje do Mistrzostw Świata, po których nawet największym optymistom trudno było znaleźć jakieś punkty zaczepienia. Nasza kadra grała po prostu przeraźliwie słabo, a Robert Lewandowski był raczej symbolem zawodnika, który w koszulce z orzełkiem na piersi gra zdecydowanie gorzej, niż w klubie. Sam miałem dosć słuchania doniesień zza naszej zachodniej granicy. Co tydzień “Lewy” na czołówkach gazet, ładujący gola za golem. A potem przychodził mecz reprezentacji i nagła niemoc. Jak dziś pamiętam szyderę, że Lewandowski w reprezentacji strzela tylko z drużynami pokroju San Marino czy Gibraltaru.

Dzień wyboru Adama Nawałki? Mało było takich, którzy wierzyli. Długo mieli rację, początek kadencji wydawał się drogą donikąd. Masowe testowanie zawodników pokroju Rafała Kosznika czy Piotra Ćwielonga wywoływało uśmiech politowania. Jednego Nawałka nie wyzbył się do dziś – ma swoje wybory, których nie rozumie nikt. Z czasem jednak zaczęły się one bronić postawą na boisku oraz wynikami. Dzisiaj selekcjoner może z dumą stanąć przed lustrem i powiedzieć, że wykonał zadanie. Reprezentacja przebyła bardzo długą drogę, podnieśliśmy się niemal z dna. Kto oglądał pierwszy mecz Nawałki ze Słowacją wie, o czym mówię. Porównajcie sobie to, co działo się wtedy, z ostatnimi dwoma meczami reprezentacji. To jakiś zupełny kosmos.

Selekcjoner uczył się na błędach, a drużyna w porę wypaliła. Przecież jeszcze w momencie rozpoczęcia eliminacji nie byliśmy co do niej pewni. Ostatni sparing przed rywalizacją o punkty, z Litwą w Gdańsku, ponownie przyniósł masę rozczarowania. Epokowa była wygrana z Niemcami. Dokonało się coś magicznego, wszelkie bariery zostały przełamane. Piłkarze uwierzyli w to, że przeskoczą góry. Odczarowali miejsce do tej pory przeklęte – Stadion Narodowy. Obiekt, który miał być symbolem potęgi i ogromnej radości już na EURO 2012. Wybudowany i otwarty z wielką pompą długo kojarzył się z porażkami reprezentacji oraz niezamkniętym dachem. Od tamtej pory stał się prawdziwym „kotłem czarownic”, jak określano kiedyś Stadion Śląski w Chorzowie.

Wreszcie pozbyto się irytujących „farbowanych lisów” – kadra stała się prawdziwie narodowa. Jasne, byli wśród nich piłkarze tacy, jak Polanski czy Perquis, którzy grali na dobrym poziomie i dawali z siebie na boisku wszystko, ale – chcąc nie chcąc – stali się symbolem kadry przegranej. Trudno jednak powiedzieć, by pozbycie się ich było zamierzonym działaniem Nawałki, ukierunkowanym na ten cel. Przecież jeszcze na początku swojej kadencji dawał sporo szans Obraniakowi, w orbicie zainteresowań był Sebastian Boenisch. Sprawa z Eugenem Polanskim to już oddzielny temat, ale nie jest tak, że Nawałka go w kadrze nie widział. Pomocnik Hoffenheim sam się po prostu swoim postępowaniem z niej wykreślił. A nadal przecież jednego „farbowanego lisa” w kadrze mamy. Thiago Cionek, który minuty w eliminacjach nie zaliczył, ale we wszystkich dziesięciu meczach siedział na ławce rezerwowych. Co on dokładnie w tej kadrze robi, nie wie chyba jednak nawet on sam. Wracając do meritum tematu, na pewno jednak fakt, że w reprezentacji grało mniej zawodników naturalizowanych, zwiększył do niej miłość i głęboko ujarzmione dotychczas poczucie spontanicznej radości z sukcesów tej drużyny. Każdy dzieciak mógł utożsamiać się z Lewandowskim, Milikiem, Krychowiakiem czy Glikiem. Na pewno było o to łatwiej, niż przy człapiących po boisku Obraniaku i Boenischu… Kończąc ostatecznie ten wątek, dla mnie powrót do kadry mogliby mieć ostatecznie Perquis oraz Polanski, ale w sumie, jeśli ten organizm funkcjonował przez ostatnie miesiące tak fantastycznie, po co przy nim grzebać?


Historia tej reprezentacji jest bajkowa, a skończyła się tak, że lepiej nie mogła. W tych eliminacjach potrafiliśmy stawić czoła sytuacjom beznadziejnym. Zawsze spadaliśmy jak kot – na cztery łapy. W trudnych wyjazdowych meczach ze Szkocją i Irlandią, gdzie tak naprawdę oba mogliśmy przegrać, wyszarpaliśmy w nadzwyczajnych okolicznościach dwa punkty, które okazały się kluczowe. Nawet mecz z Gruzją u siebie wcale nie musiał się tak potoczyć. Piłka uderzona przez zawodnika gości spada kilka centymetrów niżej i mamy 1:1, a później nerwową końcówkę. Wielki duch szczęścia, ale i optymizmu, unosił się nad tą kadrą. To wszystko było magiczne, niemalże zaczarowane, za piękne, żeby nie skończyło się tak, jak w niedzielny wieczór. Drużyna trafiła na dobrą konstelację gwiazd i przyniosła naprawdę wiele radości. Charakter, dzięki któremu podnosiła się z opresji, przejdzie do historii. Zespół pokazał na przestrzeni całych rozgrywek niesamowitą determinację, nigdy nie sprawiał wrażenie ekipy, która się poddała. Jakże to odmienne od jeszcze niedawnej gry reprezentacji, gdy po stracie bramki nie potrafiliśmy się podnieść. Nawałka stworzył niesamowitą grupę ludzi ukierunkowanych na jeden cel – zwyciężanie za wszelką cenę!

Reprezentacja Polski miała również lidera z prawdziwego zdarzenia. Robert Lewandowski to zawodnik, który zdarza się raz na wiele pokoleń. To niesamowite, jak urósł wraz z całą drużyną. Adam Nawałka wykorzystał jego potencjał do maksimum. Nie tylko na boisku, ale może przede wszystkim – poza nim. Nie każdy podjąłby odważną decyzję, jaką było przekazanie mu opaski kapitańskiej. To jeden z głównych argumentów dlaczego to właśnie były trener Górnika jest selekcjonerem, a nie ktoś inny. Takiej pasji, jak w oczach Lewandowskiego, nie widzi się u zawodników na co dzień. Biegał, walczył i szarpał za dwóch czy nawet pięciu. Momenty niesamowitej radości zaraz po ostatnim gwizdku na murawie Narodowego i słowa Lewandowskiego „jestem dumny z tych chłopaków, daliśmy radę” przejdą do legendy. Nie byłoby tej drużyny bez napastnika Bayernu, ale on też dzięki tym zawodnikom sporo zyskał. Trafił na grupę, która poszła za nim bez reszty. Nawet Jakub Błaszczykowski, któremu też przecież nie było łatwo pogodzić się z utratą pozycji kapitana. Nawałka załagodził jednak i tę sytuację. Eliminacje były pełne niesamowitych momentów, które powodowały, że ta reprezentacja stała się prawdziwym dobrem narodowym. Wyjątkowe było jednak to, gdy Błaszczykowski zamienił rzut karny na bramkę w meczu z Gibraltarem. Jasny sygnał: „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!”. Piękne!


To potoczyło się aż za pięknie, żeby mogło być prawdziwe. Gdyby ktoś przed eliminacjami przepowiedział, że ta drużyna przyniesie tyle radości, jeszcze w takim składzie personalnym, zostałby wzięty za wariata. Adam Nawałka pracował w trudnej atmosferze. Wszyscy czekali na jego najmniejsze potknięcie, krytykowano decyzje o powołaniach. Nikt przy zdrowych zmysłach nie sięgnąłby po takich zawodników, jak Krzysztof Mączyński, Sebastian Mila czy Sławomir Peszko. To jednak kolejny dowód na to, że Nawałce trzeba po prostu zaufać. To bardzo trudne w dzisiejszych czasach, gdy kolejni selekcjonerzy przyzwyczaili do seryjnych porażek i nietrafionych pomysłów. Te eliminacje powinny zmienić podejście kibiców do decyzji trenera. Za to mu płacą, żeby widział więcej. Mila przeszedł do legendy jako strzelec gola z Niemcami, gdyby nie bramka Peszki, nie byłoby punktu w Irlandii, a Mączyński sprawił, że zapomnieliśmy o Polanskim. To jest właśnie niesamowite, że każdy napisał swoją historię indywidualnie, ale siłą tej kadry jest przede wszystkim zespół. Choć czasem jest takie wrażenie, że gdyby Lewandowski doznał poważnej kontuzji i nie mógł pojechać na EURO, wszystko zawaliłoby się jak domek z kart. Wierzę jednak, że ta drużyna przezwyciężyłaby nawet coś takiego. Naprawdę, może jestem naiwny, ale to zdrowsze, niż wieczne malkontenctwo, a te eliminacje już udowodniły, że nie zawsze warto narzekać. Przecież Mączyński miał być symbolem kalectwa, a na nazwisko Peszki wszyscy wybuchali śmiechem. Selekcjonerze Nawałko! Nie wierzyłem w Pana, ale teraz przyznaję się do pomyłki. Reprezentacja, która została stworzona przez byłego trenera Górnika jest taką, o jakiej każdy marzy. Nie jest idealna i to każdy wie. Gdyby taka była, nie trzeba by było drżeć o awans do samego końca. Ale jest taką, która przyciąga jak magnes, pochłania w całości, chce się jej kibicować. Tworzy wspomnienia na długie lata, momenty takie, że warto będzie je odtworzyć sobie za kilka lat na YouTube.

Za ten magiczny okres należy się każdemu członkowi kadry, nawet temu Cionkowi, wielkie: DZIĘKUJEMY! Teraz jednak pojawia się kolejny cel i prawdziwy sprawdzian dla kadry. Nawałka wkroczył na cienki lód, został bohaterem tłumu. Wcześniej pracował bez wielkiej presji, bo przecież nie miał dużego poparcia. W obecnej sytuacji może jednak bardzo wiele stracić, podobnie, jak i cała reprezentacja. Właśnie ta drużyna musi udowodnić, że jest absolutnie wyjątkowa dobrym występem i wyjściem z grupy na EURO. To ją odzróżni ostatecznie od poprzednich reprezentacji Poslki, bo jednak wspaniałe eliminacje już przeżywaliśmy, potem jednak przychodził wielki turniej i klapa. Ta drużyna zdobyła nasze serca, każdy piłkarz jest na swój sposób idolem – to jest coś przepięknego. Sport to jednak brutalna dziedzina życia, granica między szczytem, a przepaścią jest niesamowicie cienka. Świętowanie musi się prędko skończyć, zapominamy powoli o bajkowych eliminacjach. Napiszmy kolejny rozdział tej historii już we Francji. Zawód będzie tym większy, że ta drużyna naprawdę daje podstawy do wiary i optymizmu. Szkoda, żeby znów zakończyło się to w ten sam sposób, jak na poprzednich wielkich turniejach. Pracujmy ciężko bez szumnych zapowiedzi, nie musimy jechać po złoto. Nie chcę takich deklaracji, wiemy jak się to niegdyś kończyło. Adam Nawałka i jego sztab pokazali, że znają się na robocie. Powinni tylko wyciągnąć wnioski z nieudanych występów poprzednich drużyn. Zwłaszcza, że selekcjoner był jako asystent podczas EURO 2008, a sporo chłopaków z obecnej kadry pamięta tragiczne mistrzostwa cztery lata później. Czas próby zaczyna się z momentem końca eliminacji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *