sroda-w-lm-foto-glowne-kopiowanie

Przed nami drugi dzień zmagań w ramach inauguracyjnej kolejki nowego sezonu Champions League. Do najciekawszych starć dojdzie w Madrycie, gdzie Real podejmie portugalski Sporting CP, w Londynie na Wembley – tam Tottenham zmierzy się z Monaco, w biało-czarnej części Turynu, do której zawita triumfator zeszłorocznej Ligi Europy oraz w Leverkusen, które ugości mistrza Rosji – CSKA Moskwa. Ale oczy kibiców nad Wisłą i tak będą w większości zwrócone na ul. Łazienkowską w Warszawie. Po raz pierwszy od dwudziestu lat w meczu Ligi Mistrzów udział weźmie polski klub – Legia Warszawa zmierzy się z Borussią Dortmund.

To wielkie święto dla całego polskiego futbolu, a w szczególności dla Legii, jako że udało się ten upragniony awans wywalczyć na stulecie klubu. Bilety na mecze Wojskowych w elitarnych rozgrywkach rozeszły się w błyskawicznym tempie. 99% wejściówek zostało sprzedanych w pakiecie na wszystkie trzy mecze fazy grupowej, które odbędą się w stolicy. Co ważne, pierwszeństwo przy zakupie biletów na te spotkania mieli posiadacze karnetów, a w drugiej kolejności uprzywilejowani byli kibice, którzy w tym roku byli już na meczu Legii co najmniej cztery razy.


Możemy się zatem spodziewać, że oprawy meczów z Borussią, Sportingiem i Realem będą naprawdę wyjątkowe. Szczególna atmosfera powinna panować zwłaszcza na tym dzisiejszym. Kibice klubu z Westfalii znani są bowiem w całej Europie z imponujących opraw.

W Legii, mimo historycznego awansu, atmosfera jest daleka od choćby przyzwoitej. Mistrzowie Polski po ośmiu kolejkach LOTTO Ekstraklasy zajmuja dopiero 13. miejsce w tabeli, mając ledwie dziewięć punktów na koncie. Liczne wzmocnienia nie wpłynęły jednak na natychmiastową poprawę kreatywności i skuteczności. Niedawno doszło do spotkania trenera Besnika Hasiego z kibicami. Nie ujawniono jego przebiegu, ale można się domyślać, że atmosfera daleka była od przyjaznej. Fani warszawskiego klubu coraz głośniej domagają się zmiany trenera. Na to się jednak póki co nie zanosi. Bogusław Leśnodorski jasno postawił sprawę – Hasi jest bezpieczny co najmniej do zimy. Wtedy przyjdzie czas na ocenę jego pracy i wyciąganie ewentualnych konsekwencji.


Borussia Dortmund przyleciała do Warszawy po ligowej wpadce z beniaminkiem z Lipska. Choć kadra BVB po letnich transferach wygląda imponująco, a pierwsze mecze sezonu zaprzeczały wcześniejszym sygnałom, jakoby drużyna nie była w pełni gotowa do rozgrywek, mecz z RB Lipsk potwierdził te obawy. Mimo że podopieczni Tuchela przeważali, w końcówce meczu dali sobie strzelić gola i już na samym początku nowej kampanii Bayern odskoczył Dortmundczykom na trzy punkty.


Obie drużyny przystąpią do spotkania na Łazienkowskiej mocno osłabione. W Legii najprawdopodobniej nie będą mogli zagrać kontuzjowani Michałowie: Pazdan i Kucharczyk, a na pewno nie wystąpi zawieszony Adam Hloušek. Tuchel nie skorzysta natomiast z usług Marco Reusa, Shinjiego Kagawy, Nevena Suboticia, Svena Bendera i Erika Durma. Choć cała piątka to klasowi gracze, Legia na pewno dużo mocniej odczuje brak swoich kluczowych zawodników.


W drugim meczu w “polskiej” grupie F Real Madryt podejmie na Santiago Bernabéu Sporting CP. Lizbońskie Lwy w poprzednim sezonie rodzimej ligi, razem z rywalem zza miedzy – Benficą, zdominowały całe rozgrywki. Ostatecznie Sporting dwoma punktami przegrał zaciętą walkę o mistrzostwo, ale w nie mniejszym stopniu przyciągnął uwagę wielkich europejskich klubów. W minionym okienku transferowym wicemistrzowie Portugalii swoje dwie największe gwiazdy sprzedali za łącznie 70 mln €: Islama Slimaniego do Leicester za 30 mln €, a João Mário do Interu za 40 mln €. Czy uda się znaleźć na José Alvalade godnych następców? Portugalskie kluby, które znane są ze świetnej pracy z młodzieżą, zawsze są trudnym i nieprzewidywalnym rywalem nawet dla największych potęg.

Jednak Real, jeśli tylko utrzyma formę, którą prezentował w pierwszych meczach Primera División, nie powinien się obawiać żadnego przeciwnika. Po trzech kolejkach LaLiga Królewscy przewodzą tabeli i są jedyną drużyną, która wygrała wszystkie dotychczasowe mecze. W Madrycie transferowe lato nie było tak gorące jak w Lizbonie. Znaczące roszady to powroty Alvaro Moraty oraz Marco Asensio, a także odejście Jesé Rodrígueza. Real w tym sezonie na pewno podejmie próbę dokonania tego, co nie udało się jeszcze nikomu – obrony tytułu klubowego mistrza Starego Kontynentu. Jeśli jednak Zinédine Zidane i spółka myślą o tym na poważnie, mecze takie jak ze Sportingiem muszą wygrywać pewnie i regularnie.


Piłkarze z Dortmundu wyruszą do Warszawy, ale nie oznacza to, że Westfalia zostanie pozbawiona Ligi Mistrzów. W Leverkusen, w meczu grupy E, uzbrojony na ten sezon po zęby Bayer 04 podejmie CSKA Moskwa, któremu udało się zdobyć mistrzostwo Rosji, choć o ten triumf Armiejcy musieli stoczyć niespodziewanie zaciętą batalię z FK Rostów. Moskiewski klub został w lecie mocno osłabiony – do Leicester City odszedł najlepszy strzelec drużyny Ahmed Musa, a piłkarze ściągnięci w jego miejsce nie prezentuja na razie tak wysokiego poziomu. CSKA ostatni raz wydostało się z grupy w Champions League siedem lat temu. Tym razem zadanie wcale nie będzie łatwiejsze.

Bayer z kolei, mimo że już posiadał bardzo silną kadrę, która pozwoliła mu zająć trzecie miejsce w Bundeslidze i awansować bezpośrednio do fazy grupowej Ligi Mistrzów, w lecie dodatkowo wzmocnił się między innymi transferami Juliana Baumgartlingera, Kevina Vollanda i Aleksandara Dragovicia. Formacja ofensywna Aptekarzy wygląda w tym sezonie naprawdę imponująco – eksperci spekulują, że może ona pozwolić klubowi z BayArena powalczyć nawet jak równy z równym z Borussią i Bayernem w rodzimej lidze.

“Ten zespół od kilku lat jest bardzo mocny, a w tym roku wygląda na to, że będzie jeszcze mocniejszy. Tego lata sprowadzono do Leverkusen piłkarzy nietuzinkowych, na czele z Vollandem, a strat wielkich nie odnotowano. Kramer opuścił klub, ale on w nim nigdy tak naprawdę dobrze nie funkcjonował. Problemem Bayeru zawsze była i ciągle jest regularność. Wahania formy w poprzednim sezonie odebrały “Aptekarzom” szansę na choćby powalczenie z Borussią o drugie miejsce. Mnie od zawsze ten zespół się podoba: lubię ich oglądać, lubię ich komentować, ale… tam jak do tej pory zawsze czegoś brakowało”Tomasz Lach

Grupa E to jedna z najbardziej wyrównanych w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. Obok Bayeru Leverkusen i CSKA Moskwa rywalizować w niej będą: Tottenham Hotspur i AS Monaco. Gospodarzem meczu rozgrywanego na Wembley będą Anglicy, którzy z bagażem doświadczeń zebranych przed rokiem w Lidze Europy mierzą w tym roku wysoko w Lidze Mistrzów. Tottenham po czterech kolejkach Premier League znajduje się na piątej pozycji w tabeli z dorobkiem ośmiu punktów zdobytych dzięki dwóm zwycięstwo i dwóm remisom. Siłą Kogutów ma być w tym sezonie zgranie i doświadczenie. Żaden z istotnych zawodników ekipy Mauricio Pocettino nie opuścił tego lata północnego Londynu, a o tym, że kadra Spurs jest niezwykle mocna przekonali się kibice angielskiej Premier League w zeszłym sezonie. Nie dość, że Tottenham nie odnotował żadnych znaczących osłabień, to dokonał jeszcze kilku ciekawych wzmocnień – na White Hart Lane zawitali Moussa Sissoko, Vincent Janssen, Victor Wanyama oraz Georges-Kevin N’Koudou.


Klub z księstwa z występami na arenie międzynarodowej wiąże prawdopodobnie dużo mniejsze nadzieje niż środowy rywal. Wyjście z grupy będzie już dla trzeciego zespołu Ligue 1 sukcesem. W letnim okienku transferowym Monaco skupiło się na wzmocnieniu formacji defensywnej – jej nowymi filarami mają być Kamil Glik i Djibril Sidibe, choć przybycie Benjamina Mendy’ego i Radamela Falcao na pewno wydatnie zwiększy również siłę ofensywną ASM. Kolumbijczyk już zaliczył kilka dobrych występów, ale złapał niefortunną kontuzję.

Grupa G to bodaj najsłabsza grupa spośród wszystkich rozlosowanych na sezon 2016/17. Ciekawszym starciem wydaje się konfrontacja Club Brugge z Leicester City. Ekipa z Brugii po jedenastu latach wraca na szczyt belgijskiej piłki klubowej. W sezonie 2015/16 dotychczasowy hegemon Jupiler League -Anderlecht Bruksela musiał uznać wyższość Niebiesko-Czarnych. Nagrodą dla nowych mistrzów okazał się nie tylko sam udział w najbardziej elitarnych rozgrywkach na Starym Kontynencie, ale również szczęśliwe losowanie – wyjście z grupy z Leicester, Porto i FC København wydaje się trudne, ale realne.


Skąd Leicester wzięło się w Lidze Mistrzów, nikomu przypominać nie trzeba. Dziś bardziej wypada zastanowić się, jakie cele stawia przed sobą ten bądź co bądź skromny klub, który dokonując niemożliwego napisał piękną historię angielskiego futbolu, ale w efekcie stanął w obliczu wielu wyzwań organizacyjnych i sportowych. Można się domyślać, że europejskie puchary nie będą dla Claudio Ranieriego w tym sezonie priorytetem, a raczej miłym dodatkiem. Ogromne pieniądze, które wpłynęły na King Power Stadium po wygraniu Mistrzostwa Anglii i transferze N’Golo Kanté do Chelsea zostały przeznaczone w znacznej części na personalne wzmocnienia drużyny. Pozyskano Ahmeda Musę, Islama Slimaniego, Bartosza Kapustkę, Nampalysa Mendy’ego oraz Rona-Roberta Zielera. Siła ofensywna Lisów wydaje się zatem naprawdę spora, pytanie tylko, czy zostanie w pełni wykorzystana w meczach Ligi Mistrzów.


Drugie spotkanie tej grupy odbędzie się na Estádio do Dragão, gdzie miejscowe FC Porto podejmie FC København. Droga Smoków do fazy grupowej Ligi Mistrzów była bardzo trudna i, jak wszystkie drogi, prowadziła przez Rzym. Dwumecz z Romą w 4. rundzie eliminacji był niezwykle zacięty i wydawało się, po remisie 1:1 w pierwszym spotkaniu to Giallorossi sa bliżsi awansu. Podopiecznym Nuno Espírito Santo udało się jednak pewnie wygrać w rewanżu na Stadio Olimpico 3:0 i dziś to oni posłuchają hymnu Ligi Mistrzów. W minionym sezonie ligi portugalskiej Smoki wyraźnie ustąpiły jednak duetowi z Lizbony, który narzucił niewiarygodne tempo wyścigu o mistrzostwo.

Ekipa z Kopenhagi to teoretycznie kopciuszek, jednak należy pamiętać, że Duńczycy bardzo często i regularnie pojawiają się w fazie grupowej Champions League. Wprawdzie w ostatnich latach tylko raz – w 2010 roku – udało im się przedostać do fazy pucharowej, ale to wystarczające świadectwo bardzo rozsądnej polityki władz klubu i niezaprzeczalnej jakości piłkarskiej FC København. Mimo iż to najsłabsza drużyna najsłabszej grupy LM, na pewno będzie w stanie sprawić jakąś niespodziankę.

Faworytami Grupy G są dobrzy znajomi z rozgrywek grupowych poprzedniej edycji Ligi Mistrzów – Juventus Turyn i Sevilla. Hiszpański klub wygrał z mistrzem Italii w ostatnim meczu fazy grupowej sezonu 2015/16, co doprowadziło, do sporych przetasowań w tabeli. Zwyciestwo Los Nervionenses zepchnęło Juventus na drugie miejsce za Manchesterem City, a Sevillę wywindowało na trzecie, przed Borussię Mönchengladbach. W efekcie Stara Dama trafiła w 1/8 finału na jednego z faworytów do końcowego triumfu – Bayern Monachium, który wyrzucił ich z rozgrywek. Sevilla dostała się natomiast do fazy pucharowej Ligi Europy, którą potem, jak doskonale pamiętamy, w efektownym stylu wygrała.

Te dwa zespoły znów spotykają się w grupie, tyle że tym razem zagrają ze sobą już w pierwszej i piątej kolejce rozgrywek. Faworytem wydaje się być Juventus, który pomimo utraty Paula Pogby wcale nie wygląda na osłabiony. Transfery Higuaína i Pjanicia powinny skutecznie załatać dziury po Francuzie i Alvaro Moracie. Gorzej w tej materii wygląda Sevilla – z andaluzyjskiego klubu odeszło wielu kluczowych zawodników i wartościowych zmienników: Grzegorz Krychowiak, Kévin Gameiro, Coke, Éver Banega, Fernando Llorente, Jewhen Konoplyanka i Ciro Immobile, a równorzędnych następców próżno szukać. Przed sukcesorem Unaia Emery’ego, trenerem Jorge Sampaolim, arcytrudne zadanie. Dla niego Liga Mistrzów zdecydowanie nie będzie w tym sezonie priorytetem.

Rywalami Sevilli i Juventusu w Grupie H będą Olympique Lyon i Dynamo Zagrzeb. Les Gones dzięki odrobinie szczęścia pod koniec poprzedniego sezonu oszczędzili sobie sporej nerwówki na starcie obecnego. Różnica bramek zadecydowała, że to piłkarze z Parc OL cieszyli się z wicemistrzostwa kraju, a AS Monaco musiało zadowolić się miejscem na najniższym stopniu podium. Oznaczało to, że Maciej Rybus i jego nowi koledzy, w przeciwieństwie do Kamila Glika i spółki, nie musieli walczyć w eliminacjach o możliwość udziału w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Oprócz reprezentanta Polski tego lata do Lyonu zawitał 20-letni Emmanuel Mammana z River Plate, który będzie miał wkrótce za zadanie zastąpić oddanego do Barcelony Samuela Umtitiego.


Dinamo zostało przed tym sezonem bardzo mocno rozgrabione. Przynajmniej na razie nazwiska zawodników, których pozyskał mistrz Chorwacji niewiele nam mówią, w przeciwieństwie do tych, którzy opuścili tego lata Zagrzeb. Marko Pjaca, Marko Rog, Marcelo Brozović i Josip Brekalo – ta czwórka gwarantowała siłę ofensywną, z którą liczyć musiał się każdy. Wszystkich tych zawodników w drużynie prowadzonej przez Zlatko Kranjčara już nie ma. W Zagrzebiu jednak prawdopodobnie nikt z tego powodu nie panikuje. Właśnie w taki sposób ten klub funkcjonuje od lat – promuje, sprzedaje i… promuje od nowa. Na wspomnianej czwórce Plavi zarobili ponad 35 mln €!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *