Od sierpniowej wygranej w Poznaniu Śląsk Wrocław nie potrafił przywieźć do stolicy Dolnego Śląska kompletu punktów. Niekorzystna passa WKS-u to już jednak historia, bowiem w piątkowy wieczór dwukrotni mistrzowie Polski wrócili z tarczą z delegacji do Łodzi. Na będącym wciąż na etapie przebudowy obiekcie przy alei Unii Lubelskiej podopieczni Vítězslava Lavički skromnie pokonali ŁKS dzięki samobójczemu trafieniu stopera Jana Sobocińskiego. Po zakończeniu meczu przepytaliśmy kapitana przyjezdnych, Krzysztofa Mączyńskiego, który w swoim piłkarskim CV ma występy m.in. w barwach popularnych Rycerzy Wiosny.
To był mecz, który dobrze rozegraliście pod względem taktycznym. Wiedzieliście przed spotkaniem, że ŁKS to drużyna lubiąca grać piłką, ale tym razem nie do końca im się to udawało, ponieważ skutecznie zneutralizowaliście przeciwnika.
Zdawaliśmy sobie sprawę, że ŁKS bardzo dobrze operuje piłką. Jeżeli jednak w polskiej lidze dobrze zastosuje się wysoki pressing, to naprawdę każdy zespół będzie miał tego typu problem. Łodzianie na początku tego sezonu już w niejednym meczu pokazali, że próbują rozgrywać piłkę, że mają swój styl gry, natomiast my dobrze się do tego przygotowaliśmy. Strzeliliśmy szybko bramkę, która w pewien sposób ustawiła ten mecz, ale też staraliśmy się podwyższyć prowadzenie. Kluczowe było jednak wywiezienie z Łodzi trzech punktów. Bardzo cieszymy się, że udało się ten cel zrealizować.
Pech Jana Sobocińskiego, szczęście @SlaskWroclawPl 🤷♂️#ŁKSŚLĄ 0:1 pic.twitter.com/9QDlNCPsY8
— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) November 8, 2019
Triumf nad ŁKS-em to już trzecia z rzędu wygrana Śląska. Zgromadzony na przestrzeni ostatnich dwóch tygodni komplet punktów pozwolił Wam się odbić i znów doszlusować do ścisłej ligowej czołówki.
Wszyscy wiemy, jak wyglądał poprzedni sezon w wykonaniu WKS-u. Mówiąc szczerze, do 30. kolejki nie interesuje nas nic innego niż wyniki. Oczywiście mamy swój styl, którym chcemy grać i staramy się go w każdym meczu pokazywać, natomiast najważniejsze są punkty. Jeśli ich nie będzie, zacznie się wielki problem. Przed każdym meczem założenie jest takie, że gramy o pełną pulę i liczy się następny mecz – to hasło przewodnie w naszej szatni. Na wyjeździe niejednokrotnie ma się tylko jedną sytuację, którą trzeba wykorzystać i tak właśnie podchodzimy do spotkań rozgrywanych w delegacjach.
We wszystkich wspomnianych zwycięstwach miałeś swój udział, bo zdążyłeś wrócić po kontuzji już na wyjazdowy mecz z Rakowem. Wygląda więc na to, że z Tobą na boisku drużyna Wojskowych czuje się jeszcze pewniej.
Nie kategoryzowałbym w ten sposób. Widocznie ostatnie mecze tak się ułożyły, że udało się je wygrać. Nie jest też tak, że nie punktowaliśmy i dlatego wpadliśmy w jakiś dołek czy zaczęliśmy panikować. Wręcz przeciwnie! Te skrzętnie gromadzone punkciki będą bardzo ważne na koniec sezonu. Nie przegraliśmy w tym czasie zbyt wielu spotkań i to jest dla nas bardzo ważne. Przez pryzmat trzydziestu kolejek na pewno docenimy te wszystkie zdobyte oczka.
📸 Wyraża więcej niż tysiąc słów.#ToJestTwójKlub 🇮🇹 pic.twitter.com/5B75VYo2qZ
— Śląsk Wrocław (@SlaskWroclawPl) November 8, 2019
W piątek ponownie zagrałeś na starym stadionie przy alei Unii Lubelskiej. Z jakimi myślami znów zawitałeś do Łodzi? Cieszy Cię powrót ŁKS-u do Ekstraklasy?
Bardzo mnie cieszy! Powiem szczerze, że w Łodzi stawiałem pierwsze poważne kroki w seniorskim futbolu. W 2011 roku wywalczyliśmy awans do Ekstraklasy, poznałem tutaj masę ludzi. To był fantastyczny czas. Trzymam kciuki i bardzo mocno kibicuję, aby ŁKS utrzymał się w naszej elicie. Łódź potrzebuje dużej piłki. Mam tutaj wspaniałych przyjaciół, znajomych, z którymi utrzymuję kontakt, więc chciałbym, by drużyna trenera Moskala zachowała ligowy byt, bo – tak jak powiedziałem – Łódź zasługuje na Ekstraklasę.
Przyznasz, że od momentu Twojej ostatniej wizyty okolica stadionowa nieco się zmieniła…
Czekam na efekt końcowy! Jedna trybuna już robi wrażenie, ale jestem pewien, że gdy zobaczymy całość, będzie to jeden z najpiękniejszych obiektów w Polsce.