Sagan

Zbliża się kultowy Boxing Day – święto obchodzone w kilku krajach na świecie, które dla Anglików oznacza dodatkowo specjalną, rozgrywaną 26 grudnia kolejkę Premier League i Championship. W historii polskiego futbolu niewielu jest zawodników z pola, którzy mieli okazję w niej uczestniczyć. Trzy lata w ekipie Southampton FC spędził Marek Saganowski, z którym porozmawialiśmy o tym, jak wyglądają Święta Bożego Narodzenia dla piłkarza grającego w lidze angielskiej i polskiej.

Nasz Futbol: Która piłkarska nacja, a miał Pan w karierze kontakt z wieloma, najbardziej celebruje Święta Bożego Narodzenia, a która najbardziej je lekceważy?

Marek Saganowski: Wydaje mi się, że to my najbardziej te Święta celebrujemy. W Polsce oczywiście nie gra się w tym terminie, tak jak na Wyspach, ale jakbyśmy mieli sobie wyobrazić coś takiego, to wiadomo, że nie byłoby to możliwe. Dla Anglików, zdaje się, futbol jest na tyle ważną sprawą, że granie w Święta wcale nie kłóci się z ich celebracją. Oni muszą je “przypieczętować” meczem, więc można powiedzieć, że faktycznie to Brytyjczycy przywiązują najmniejszą wagę. Dla nich najważniejszy jest mecz – czy to są Święta Wielkiej Nocy, czy Bożego Narodzenia, terminarz ligowy zawsze ma pierwszeństwo.

Boxing Day 26. grudnia, a kiedy wolne? Czy piłkarze w Anglii w ogóle dostają czas dedykowany na spędzanie Świąt z rodziną?

U nas przynajmniej było tak, że dzień lub dwa po meczu mieliśmy wolne. Niezależnie od tego, kiedy było następne spotkanie, ten czas na celebrację Bożego Narodzenia zawsze był po świątecznej kolejce. Bo pomimo, że w lidze angielskiej gra się praktycznie dziewięć miesięcy bez przerwy, Wyspiarze znajdują jednak bardzo dużo wolnego czasu. Jeżeli rozgrywają mecz w sobotę, a następny wypada dopiero w kolejny weekend, potrafią wygospodarować nawet całe dwa dni wolnego w tygodniu! Bywało też, że dostawaliśmy aż trzy dni na odpoczynek, kiedy akurat byliśmy po dłuższym “maratonie”. Inna sprawa, że to się zdarza po meczu. Przed spotkaniem zawsze była mocna koncentracja.

Dla Pana jako piłkarza te świąteczne mecze były bardzo męczące i problematyczne?

Nie było to komfortowe. Często bywało tak, że żona wracała do Polski, a ja dolatywałem dopiero po spotkaniu. Czasem też inni musieli przylatywać do nas, do Anglii. Ale kariera trwa kilkanaście lat. Ja na Wyspach grałem kilka, więc oczywiście da się to przeżyć.

Czy spotkał się Pan kiedyś z sytuacją, że któryś piłkarz robił problemy z powodu meczu rozgrywanego w Święta?

Nie, tam nikt nigdy nie ma żadnych pretensji – ja przynajmniej z czymś takim się nie spotkałem. Każdy ma swój kontrakt, który precyzuje wszelkie tego typu sporne kwestie. Poza tym, tak naprawdę większość piłkarzy wiele by oddała za szansę grania w Anglii. Może na tym najwyższym poziomie, na który nie udało mi się dostać, coś takiego się dzieje z udziałem gwiazd, ale w Championship, gdzie ja grałem, nigdy nie było z tym żadnych problemów. W lidze angielskiej panuje naprawdę duży profesjonalizm. Nawet jeśli ktoś przyjeżdżając na Wyspy nie jest świadom, jak tam się gra, czyli od sierpnia do maja bez przerwy, to organizacja tego wszystkiego jest na tak wysokim poziomie, że rzeczywiście nie ma na co narzekać. Choć przypominam sobie, że bywały też sytuacje, kiedy chłopaki kombinowali z żółtymi kartkami, aby zebrać ich tyle i w takim czasie, żeby właśnie na Święta mieć wolne. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie teraz, którzy to byli konkretnie zawodnicy, ale takie praktyki się zdarzały.

Wspomina Pan szczególnie któryś z meczów rozgrywanych w Święta?

Nie. Szczerze mówiąc, niezbyt dobrze to wszystko pamiętam. Dla mnie to był po prostu następny mecz. Podchodziłem do niego jak do każdego innego, bardzo poważnie i profesjonalnie. Wiedziałem, że nie będę grał na Wyspach wiecznie i że to się kiedyś skończy, więc może dlatego nie przywiązywałem do tego aż takiej uwagi…

Śledzi Pan dziś losy Southampton w Premier League?

I tak, i nie. Oglądam ligę angielską, bo ją bardzo lubię i przez całe życie ją oglądałem. Czasem wracają jakieś wspomnienia. Szczególnie lubię oglądać spotkania, gdy Southampton gra u siebie. Bardzo fajnie ogląda się mecz rozgrywany na stadionie, z którego ma się tyle dobrych wspomnień.


Święta po przejściu na piłkarską emeryturę. Jakie różnice najbardziej rzucają się w oczy?

Przede wszystkim mój organizm nie jest tak wyeksploatowany. Druga sprawa – wreszcie będę mógł usiąść przy stole jak normalny człowiek i zjeść to, na co mam ochotę, nie martwiąc się tym, że za dwa tygodnie mam “wagę”. Będę mógł także spokojnie napić się z rodziną czerwonego wina – tyle, ile będę chciał. Jest zatem dużo plusów. Nie będę się martwił pozycją w tabeli, a ludzie nie będą musieli mi życzyć przy opłatku tego, czego zawsze mi życzyli – dużo bramek, wielu występów i sukcesu w karierze sportowej. Swoją drogą, ciekawe, czego będą mi życzyć w tym roku… Ogólnie rzecz biorąc, mam zwyczajnie więcej luzu w tej celebracji Świąt Bożego Narodzenia.

Towarzyszy Panu tylko uczucie ulgi i radości związane ze wspomnianym luzem, jaki się teraz pojawił, czy może jest też nutka tęsknoty za trudem, ale również pięknem kariery piłkarskiej?

Mówi się, że pierwsze pół roku jest w porządku, a później zaczyna człowieka nosić. Może tak będzie również ze mną, ale na dzień dzisiejszy czuje się bardzo dobrze. Oczywiście, że odrobina tęsknoty jest, szczególnie że Legia w tym roku odnosi sukcesy, więc fajnie byłoby mieć w nich swój udział i być częścią tej drużyny, która zapisała się w historii polskiej piłki klubowej. Ale trzeba być realistą – ja grałem aż do 38. roku życia! Czasem upadałem i musiałem się podnosić po ciężkich kontuzjach, dochodząc do wszystkiego mozolną pracą. Na pewno jest zatem także ulga, że nie trzeba się już tak spinać, nieustannie na siebie uważać, martwić się, czy będzie nowy kontrakt, czy zdołamy obronić mistrzostwo, czy wygramy, czy zagram, czy nie zagram… To są takie codzienne dylematy piłkarza: czy zostanę doceniony, czy pojadę na kadrę i tak dalej. Bywały takie sytuacje, że szedłem w wolny wieczór z żoną na kolację i nagle pojawiało się zastanowienie, że przecież ktoś może mnie zobaczyć i będzie afera, że piłkarz o 22:00 pije wino, a to przecież niesportowe… A więc czuję dużo ulgi i luzu po zakończeniu kariery, ale myślę, że ta tęsknota jeszcze mnie złapie. Skupiam się na trenowaniu, uczę się fachu trenerskiego, zdałem egzaminy, więc zaczyna się dla mnie następna kariera!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *