promo295483912

Pierwszy weekend w Premier League przyniósł sporo niespodzianek – wygrane Hull City czy West Bromu nie należały do popularnych typów sympatyków Premier League. Druga kolejka to test dla triumfatorów pierwszych starć. Czy wygrane w pierwszej kolejce były „jednorazowym wyskokiem”, czy też efektem znakomicie przepracowanego okresu przygotowawczego?

Kolejkę otworzy potyczka Manchesteru United José Mourinho z Southamptonem. Patrząc na zestawienia obu ekip i to, jak zaprezentowały się one na początku sezonu, faworytem wydają się zawodnicy z Old Trafford. Święci zaliczyli falstart zdobywając tylko jeden punkt w rywalizacji z Watfordem, a jedynym argumentem, który daje im jakąkolwiek szansę jest najnowsza historia ich starć z Czerwonymi Diabłami. Spośród trzech ostatnich spotkań tych ekip w Manchesterze w dwóch triumfowało Southampton (za każdym razem 1:0), a raz padł remis 1:1. W ostatnich latach bramkarzy obu zespołów najczęściej pokonywali Mata i Martial z jednej oraz Graziano Pellè z drugiej strony. Gospodarze, którzy celują w tytuł, muszą jednak ogrywać rywali klasy Southampton. Czy wielkie indywidualności przełamią niekorzystną dla MU passę?

Podobne pytanie z pewnością stawiają sobie fani Stoke, którzy w ostatnich dwunastu spotkaniach tylko raz cieszyli się z triumfu nad Manchesterem City. O przełamanie będzie jednak o wiele trudniej niż w przypadku United. Po rozczarowującym remisie z Middlesbrough, drużyna trenera Hughesa jest skazywana na pożarcie przez gwiazdozbiór z błękitnej części Manchesteru. Przeciętny występ obrońców The Potters w pierwszym meczu sezonu, a także słaba postawa Bojana sprawiają, że w ekipie z Britannia Stadium próżno szukać optymizmu. W dodatku jedyna bramka, którą zdobyło Stoke, padła po rzucie wolnym. Szalonej radości nie ma również w Manchesterze. W pierwszej kolejce The Citizens triumfowali dzięki samobójczemu trafieniu Paddy’ego McNaira, ale kompletnie nie funkcjonowała druga linia Obywateli. Rozczarowali zwłaszcza De Bruyne, Nolito i David Silva, którzy mieli problem z przejściem dwójki Kaboul – Kone. Mimo tego City będą zdecydowanymi faworytami sobotniego starcia, choć jeśli pomocnicy znów zawiodą, szczęście Guardioli może nie pomóc. Chyba, że gospodarze podtrzymają skuteczność z pierwszej kolejki…


W sobotę również zmierzą się ze sobą drużyny, które w pierwszej kolejce były swoimi przeciwieństwami. Burnley miało problemy ze skutecznością, natomiast nieźle radziło sobie w obronie, z kolei ich rywal, Liverpool, potrafił aż czterokrotnie trafić do bramki rywala, lecz defensywa The Reds była dziurawa niczym szwajcarski ser, co skończyło się trzema straconymi golami. Faworytem starcia na Turf Moor są goście, którzy ostatni raz przegrali na tym stadionie jedenaście lat temu. Co ciekawe, od tego czasu Burnley nie było w stanie strzelić Liverpoolowi choćby jednego gola! Po starciu zespołu Kloppa z Arsenalem kibice The Clarets mogą mieć nadzieję na zakończenie tej fatalnej passy, bo jak pokazało spotkanie na Emirates Stadium, Alberto Moreno nie jest w szczytowej formie, a Mignolet, mimo obronionego rzutu karnego, nie stanowi zapory nie do przebicia. Poważnym osłabieniem dla gości może okazać się brak kontuzjowanego Sadio Mané, znakomicie dysponowanego w spotkaniu pierwszej kolejki. Inną kwestią jest uzależnienie Liverpoolu od Coutinho, który jest mózgiem drużyny. Jeśli Burnley wyłączy Brazylijczyka z gry, może sprawić niemiłą niespodziankę fanom The Reds.


O przedłużenie miana niepokonanej ekipy powalczą jedenastki Swansea i Hull. Przed sezonem Łabędzie i Tygrysy nie szalały na rynku transferowym, co sprawiło, iż eksperci typowali te zespoły do walki o pozycje w dolnych rejonach tabeli. Obie drużyny dość niespodziewanie jednak pokonały swoich rywali w pierwszej kolejce, a w sobotę postarają się przedłużyć dobrą serię w Premier League. Tygrysy po raz ostatni wygrały na obiekcie Łabędzi dwanaście lat temu. Inauguracja na KC Stadium pokazała jednak, że podopieczni Mike’a Phelana mają argumenty, by wyjechać z Liberty City Stadium z trzema punktami w kieszeni. W dobrej dyspozycji jest ofensywna trójka Diomade – Hernandez – Snodgrass. Dziwić może natomiast, że podczas trwającego okienka transferowego Tygrysy unikają wzmocnienia obrony, która na papierze wygląda najgorzej. Potwierdziło to spotkanie z Leicester, bowiem Lisy oddały w kierunku bramki Edina Jakupovicia aż 18 strzałów. Koledzy Łukasza Fabiańskiego z pewnością będą chcieli wykorzystać słabość defensywy beniaminka. Szwajcarskiego golkipera Hull czeka więc pracowite popołudnie.


Na nudę podczas sobotniego meczu nie powinien narzekać także Wayne Hennessey. Walijskiego bramkarza i jego kolegów z Crystal Palace odwiedzi Tottenham, który liczy na pierwszą wygraną w sezonie. Obie drużyny podczas premierowego weekendu Premier League rozczarowały. Podopieczni Alana Pardewa ulegli drużynie West Bromwich Albion 0:1, a ekipa Mauricio Pochettino zaledwie zremisowała z Evertonem 1:1. Kibice gości nie wyobrażają sobie innego scenariusza niż triumf na Selhurst Park i pobudka Harry’ego Kane’a, który od występu podczas francuskiego EURO nie może odnaleźć optymalnej formy. W pierwszej kolejce bramkę na wagę remisu zdobył Lamela, jednak w ostatnim sezonie to właśnie Kane swoimi skutecznymi strzałami przeważnie zapewniał punkty na miarę trzeciego miejsca. Bez jego dobrej dyspozycji Kogutom może być ciężko, choć nowy nabytek drużyny, Vincent Janssen, pokazał już, że może być ciekawą alternatywą dla Anglika. Gospodarze natomiast swoje nadzieje pokładają w dynamicznych skrzydłowych. Zaha, Townsend i Puncheon to zawodnicy, którzy potrafili rozmontować już niejedną defensywę w Premier League, a ich szybkość i nieprzewidywalność może uskrzydlić Conora Wickhama, który skutecznością jak na razie nie grzeszy.


Na dyspozycję swoich zawodników nie musi natomiast narzekać Antonio Conte, który przywitał się z Premier League wygraną 2:1. Po udanej inauguracji drużynę Chelsea czeka pojedynek z nieobliczalną jedenastką Watfordu. Swoją dobrą formę będą chcieli potwierdzić Eden Hazard i Diego Costa, którzy w pierwszym spotkaniu zapewnili The Blues trzy punkty. W zespole gospodarzy należy zwrócić uwagę przede wszystkim na niezwykle skutecznych napastników. Odion Ighalo i Troy Deeney w pierwszej kolejce nie wpisali się wprawdzie na listę strzelców, ale trzeba pamiętać, iż ten duet w poprzednim sezonie strzelił dla Szerszeni aż 28 z 40 ligowych goli. Naszpikowana gwiazdami ekipa z niebieskiej części Londynu jest murowanym faworytem tego spotkania, ale obrońców Chelsea czeka niełatwe zadanie. Najmniejszy błąd w kryciu bramkostrzelnego duetu The Hornets może kosztować utratę cennych punktów.


Każde oczko jest niezwykle istotne także dla drużyny West Bromu, która znakomicie rozpoczęła sezon, pokonując Crystal Palace. W drugiej kolejce podopiecznych Tony’ego Pulisa czeka jednak znacznie trudniejsze zadanie. Na The Hawthorns zawita Everton, którego skład jest nieporównywalnie mocniejszy niż The Baggies. O ile jednak podstawowa jedenastka The Toffees w rywalizacji z Tottenhamem prezentowała się nieźle, o tyle rezerwowi wyglądali bardzo niepewnie. Fanów drużyny Ronalda Koemana rozczarowali zwłaszcza Tom Cleverley i Aaron Lennon, którzy pojawili się na boisku w ostatnich dwudziestu minutach meczu i zanotowali w sumie zaledwie sześć celnych podań i trzy odbiory. Być może zamiast nich na boisku zobaczymy tym razem świeżo pozyskanego z Crystal Palace Yannicka Bolasiego, który swoją szybkością potrafi sprawić kłopoty każdej defensywie w Anglii.


Sobotę w Premier League zakończy pojedynek aktualnego mistrza i wicemistrza Anglii, czyli jedenastek Leicester i Arsenalu, które w pierwszej kolejce zawiodły swoich fanów. Szpital w obronie Kanonierów przełożył się na fatalną grę w tej formacji i stratę aż czterech bramek w meczu z Liverpoolem, natomiast nieporadność ofensywy Lisów kosztowała punkty w starciu z jednym z faworytów do spadku – Hull City. Główną siłą drużyny Wengera niezmiennie pozostaje ofensywa, a Leicester – obrona. W drużynie The Gunners nieźle prezentował się Theo Walcott, który pomimo niewykorzystanego karnego zdołał wpisać się na listę strzelców, a także ofensywna dwójka Cazorla – Oxlade-Chamberlain. Kompletnym niewypałem okazało się natomiast ustawienie Alexisa Sancheza na pozycji fałszywego napastnika. Chilijczyk nie mógł znaleźć dla siebie miejsca na boisku, przez co był kompletnie niewidoczny. W drużynie Leicester golem rozpoczął sezon Mahrez, który przedłużył w końcu kontrakt z klubem z King Power Stadium, co ostatecznie położyło kres plotkom łączącym go z drużyną z północnego Londynu. Fanów Lisów mogła martwić nieco mniejsza aktywność napastników podczas pierwszej kolejki. Vardy i Musa często musieli cofać się po piłkę, co skończyło się zaledwie trzema niecelnymi strzałami tego duetu. Dobra postawa w destrukcji, skutkująca wyłączeniem ich z gry, to główne zadanie osłabionej defensywy Arsenalu. Czy obrona drużyny Wengera, pozbawiona kapitana i lidera tej formacji, Pera Mertesackera, będzie w stanie zatrzymać znakomity duet napastników Leicester?


Snajperów po trzydziestce będzie można podziwiać w niedzielę na Stadium of Light, gdzie miejscowy Sunderland podejmie beniaminka – Middlesbrough. W pierwszej kolejce w barwach obu ekip dobrze spisali się napastnicy, których jeszcze kilka lat temu zaliczylibyśmy do solidnego, europejskiego poziomu – Jermain Defoe i Alvaro Negredo. Ten pierwszy zaaplikował bramkę Stoke, co nie uchroniło jednak Czarnych Kotów przed porażką 1:2 z Manchesterem City. Negredo z kolei strzelił gola Stoke, zapewniając swojej drużynie cenny remis. Nie obyło się więc bez rozczarowań. Kibice beniaminka z pewnością liczyli na lepszą dyspozycję Valdesa i de Roona, którzy pierwszej kolejki nie zaliczą do udanych. Fani Sunderlandu mają natomiast żal do van Aanholta oraz Watmore’a, którzy byli niemiłosiernie ogrywani przez piłkarzy Guardioli. Drużyna Czarnych Kotów wzmocniła się Adnanem Januzajem, który w niedzielę ma wspomóc Defoe w zdobywaniu bramek. Na Stadium of Light mają nadzieję, że nowy pomocnik zaliczy lepszy debiut niż jego kolega z czasów gry w Manchesterze United – Paddy McNair. Obie drużyny skazywane są na walkę o utrzymanie w Premier League, więc niedzielne spotkanie może mieć poważne konsekwencje dla końcowego układu tabeli.


Premierowych spotkań nowego sezonu Premier League nie zaliczą też do udanych zawodnicy Bournemouth i West Hamu. Dla drużyny Młotów ligowa inauguracja na Stadionie Olimpijskim będzie okazją do rehabilitacji po przegranej w derbowym starciu z Chelsea.


Słabo zaprezentowali się wówczas Michail Antonio, Mark Noble i Håvard Nordtveit, którzy mieli ogromne problemy z zatrzymaniem Hazarda i Oscara. W niedzielę rywal będzie teoretycznie łatwiejszy, ale Wisienki pokazały już, że potrafią zagrozić bramce nawet najtrudniejszych rywali. W ekipie Bournemouth na wyróżnienie po pierwszej kolejce zasługują Ibe, Smith i Boruc, który mimo znakomitych interwencji przy strzałach Ibrahimovica i Rooneya nie zdołał uchronić swojego zespołu przed utratą trzech bramek. Głównym mankamentem drużyny Eddiego Howe’a była postawa obrony, która zbyt często dopuszczała United do swojego pola karnego. Jeśli The Cherries nie poprawią gry w defensywie, trudno będzie wywalczyć punkty w konfrontacji z mogącym liczyć na doping prawie 60 tysięcy kibiców West Hamem.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *