Model kariery polegający na wczesnym, zagranicznym transferze w wieku juniorskim i przebiciu się do profesjonalnej piłki w renomowanym, zachodnim klubie nie jest w polskim środowisku żadnym novum. Spoglądając tylko na pierwszy skład reprezentacji Polski znajdziemy trzech zawodników, których kariery przebiegały właśnie według tego schematu – to Grzegorz Krychowiak, Piotr Zieliński i Wojciech Szczęsny. Pierwszy za młodu wyjechał do Francji, drugi do Włoch, a trzeci do Anglii. Paradoks polega na tym, że jeszcze żadnemu Polakowi nie udało się w ten sposób wybić w rozgrywkach, które uchodzą za najprzystępniejsze dla piłkarzy znad Wisły – Bundeslidze. Taki stan rzeczy może martwić, bo rodzimych talentów w renomowanych niemieckich akademiach wcale nie brakuje. Aktualnie można ich naliczyć aż trzynaście, a do niedawna było jeszcze więcej. Niespodziewanie trzej najstarsi z tego grona i należący do najlepiej rokujących w swoich rocznikach, niczym na zawołanie, postanowili tego lata powrócić do ojczyzny. Jak poradzą sobie w Ekstraklasie Oktawian Skrzecz, Kamil Wojtkowski i Florian Schikowski?
Kamil Wojtkowski – 19 lat; RB Lipsk -> Wisła Kraków

Wieść o jego powrocie do Polski była jak grom z jasnego nieba dla wszystkich kibiców, którzy wcześniej choć trochę monitorowali sytuację pochodzącego z Sokołowa Podlaskiego piłkarza. Wojtkowski w wieku 16 lat zaliczył debiut w Ekstraklasie w barwach Pogoni Szczecin pod wodzą Czesława Michniewicza, gdy ten, nie walcząc już o nic w grupie mistrzowskiej, dawał szansę pokazania się obiecującym juniorom. Kilka tygodni później utalentowany nastolatek podjął decyzję o przenosinach do drugoligowego jeszcze wtedy RB Lipsk. Polskiej opinii publicznej to się nie spodobało. Bo jak to tak, pchać się w młodzieżowe struktury niemieckiego drugoligowca, zamiast walczyć o pierwszy skład drużyny z Ekstraklasy? Czas jednak pokazał, że młody pomocnik nie popełnił błędu.
Młody Polak na tyle dobrze spisywał się w drużynie RB U-19 (łącznie 41 meczów: 10 goli, 5 asyst), że w przerwie zimowej minionego sezonu Ralph Hasenhüttl włączył go do kadry pierwszego zespołu wicelidera Bundesligi. Do rundy wiosennej Wojtkowski przygotowywał się więc razem z Emilem Forsbergiem, Timo Wernerem czy Naby’m Keitą. Naturalnie wiosną znów występował w drużynie do lat 19, ale przez większość czasu trenował już z kadrą seniorów. Dwukrotnie znalazł się też w tamtym okresie na ławce rezerwowych w meczach niemieckiej ekstraklasy. Rychły debiut zdawał się nieunikniony, ale w marcowym meczu młodzieżowej reprezentacji Polski piłkarzowi przytrafił się uraz, który w mgnieniu oka zburzył całe misternie budowane marzenie Wojtkowskiego o Bundeslidze. Chwilę później okazało się, że RasenBallsport rozwiązuje drużynę U-23, a jako że Wojtkowski właśnie kończył swój ostatni rok w U-19, w razie niepowodzenia w walce o pierwszy skład Lipska nie miałby dosłownie gdzie grać w piłkę! W obliczu wzmocnień poczynionych przez klub spod znaku czerwonego byka przed walką w Lidze Mistrzów, wiara w przebicie się do pierwszej jedenastki RB byłaby skrajną naiwnością ze strony 19-letniego Polaka. Transfer był zatem nieunikniony, a wybór padł na Wisłę Kraków. Dlaczego? Wojtkowski nie do końca potrafi to wyjaśnić. W Ekstraklasie chcieli go prawie wszyscy, a zagranicznych ofert też nie brakowało….
Wojtkowski w Wiśle – to byłby ruch, który mi się podoba. Mega zdolny. Za piękne oczy z pierwszą drużyną RB Lipsk na obóz nie pojechał
— Mateusz Karoń (@MateuszKaro) June 25, 2017
Nowy nabytek Wisły to bez dwóch zdań jeden z najciekawszych tegorocznych transferów w polskiej elicie. Na Reymonta trafia właśnie niesamowicie skromny i inteligentny chłopak, któremu nie brakuje pokory. Świadomości własnej wartości i umiejętności również, co wnioskować można choćby po tym, że już w swoim debiucie w barwach Białej Gwiazdy po wejściu z ławki to Wojtkowski podchodził do piłki przy wszystkich stałych fragmentach gry. Jest typem tak zwanego ofensywnego all-roundera, co oznacza, że z powodzeniem może grać na obu skrzydłach, na pozycji nr “10”, a nawet jako fałszywa “dziewiątka”. Jest zaawansowany technicznie, szybki i potrafi zagrać niekonwencjonalne, prostopadłe podanie. Pod względem piłkarskim ma więc wszystko, aby zabłysnąć w Ekstraklasie. Jeśli nie zawiedzie psychika i zdrowie, Wisła będzie miała ogromną pociechę z lipcowego nabytku.
Oktawian Skrzecz – 20 lat; Schalke 04 Gelsenkirchen -> Śląsk Wrocław

To nazwisko z pewnością nie jest polskim kibicom obce. Choć wychowanek gdańskiej Lechii nie zdążył zadebiutować na poziomie Ekstraklasy, o jego przenosinach do Schalke było nad Wisłą dosyć głośno. O usługi 16-letniego wówczas Skrzecza walczyły firmy pokroju Chelsea FC, Borussii Dortmund czy Zenita St. Petersburg. Podobno kontaktowały się z nim jeszcze inne kluby, ale ich nazw zawodnik nie chce wymieniać, bo jak mówi “nie doszło do konkretów”. Lechia, która niedawno sięgnęła po innego z Polaków grającego w niemieckich ligach juniorskich (opisywanego niżej Schikowskiego), mogła uniknąć straty takiego talentu, jak Skrzecz. Gdańszczanin niejednokrotnie opowiadał, że zachowanie władz klubu wobec niego pozostawiało wiele do życzenia. Gdy miał 13 lat i został zaproszony na testy do Chelsea, z początku nikt nie robił mu problemów. Aż nagle, gdy był już na lotnisku w Warszawie, jego mama dostała telefon z informacją, że Lechia nie wyraża zgody na wyjazd swojego wychowanka. A gdy nadszedł kluczowy okres w sportowym rozwoju Oktawiana i jedyne, czego wymagał od działaczy, to zapewnienie, że dostanie w nim swoją szansę, żadne tego typu deklaracje się nie pojawiły. Mało tego – zaoferowano mu kontrakt opiewający na… paręset złotych miesięcznie.
“On chciał poważnego traktowania. Jestem też agentem Arka Milika, któremu prowadzący Górnika Zabrze Adam Nawałka powiedział: “Nic ci nie gwarantuję oprócz tego, że dostaniesz ode mnie prawdziwą szansę”. Arek mu zaufał, a jakie są tego efekty, widzimy obecnie w reprezentacji Polski. Gdyby ktoś podobnie podszedł do sprawy Oktawiana, to nie odszedłby z Gdańska”
Przemysław Pańtak, menadżer Skrzecza
W związku z powyższym młody ofensywny zawodnik zdecydował się na podpisanie kontraktu z Schalke 04. W tamtym okresie przedstawiciele Chelsea dzwonili jeszcze do niego z prośbą, aby wstrzymał się z podpisem, bo również mają dla niego propozycję, ale to oznaczałoby konieczność dogadania się z Lechią, a tego Skrzecz chciał uniknąć. Przygoda z niemiecką piłką nie okazała się jednak szczególnie przyjemna. Oktawian narzekał na problemy z aklimatyzacją – podobno zapewniono mu lekcje niemieckiego, ale dopiero kilka miesięcy po przyjeździe, a drużyna U-17 krzywym okiem patrzyła na obcych. Grający w tej samej drużynie inny reprezentant polskiej młodzieżówki, Michael Olczyk, nawet nie zająknął się, że również ma polskie korzenie…
O proszę, cztery dni temu Oktawian Skrzecz i Michael Olczyk zostali mistrzami Niemiec juniorów #S04 #DeutscherMeister pic.twitter.com/woUlOWASx8
— Mateusz Janiak (@eMJot23) May 29, 2015
Największe problemy pojawiły się jednak dopiero w drugim roku pobytu Skrzecza w Gelsenkirchen, kiedy to najpierw zmarł mu ojciec, a potem przytrafiła się kontuzja. To mocno zaburzyło tempo rozwoju uzdolnionego młodzieńca.
“Wyjechałem sam. Miałem szesnaście lat i nie umiałem powiedzieć ani słowa po niemiecku. Tęskniłem za Polską, za rodziną, kolegami. Do zespołu wprowadzano mnie powoli, zresztą dałem sobie rok na adaptację. Z czasem wiedziałem coraz więcej o zasadach panujących w Schalke. Dużo mnie nauczyło tych dwanaście miesięcy”
Odejście taty było ogromnym ciosem. Od lipca do połowy września praktycznie byłem w Polsce, przy rodzinie. Później, już z mamą i bratem, wyjechaliśmy razem do Niemiec. Schalke w tym momencie bardzo nam pomogło. Ominął mnie jednak okres przygotowawczy i musiałem nadrabiać stracony czas. Jakoś doszedłem do formy, ale na początku tego roku złamałem kostkę i miałem kolejne dwa miesiące przerwy. Pech mnie jednak nie opuszczał, bo w majowym meczu z Fortuną Düsseldorf po starciu z przeciwnikiem miałem złamane dwie kości policzkowe. Kolejna operacja, ale udało mi się po trzech tygodniach wrócić na finał z Hoffenheim. Co prawda nie na boisko, ale do kadry zespołu, z czego też jestem zadowolony. Wygraliśmy na stadionie w Wattenscheid 3:1 i zostaliśmy mistrzami Niemiec”
Oktawian Skrzecz
Ci, którzy pamiętają Skrzecza jeszcze z czasów gry w Gdańsku, mogą się mocno zdziwić oglądając go po powrocie. Chucherko o dziecięcej twarzy i nieokiełznanej czuprynie dodającej mu chłopięcości przekształciło się w rosłego, świetnie zbudowanego mężczyznę, co dobrze świadczy o podejściu 20-latka do treningu. Podobnie jak Kamil Wojtkowski, Skrzecz może grać niemal na każdej pozycji w ofensywie. Dawniej był napastnikiem, ale w Niemczech “rzucano” go również w inne strefy boiska.
Florian Schikowski – 19 lat; Borussia Mönchengladbach -> Lechia Gdańsk

Los, a może inteligencja piłkarzy, o których mowa sprawiły, że znajdowali się oni w trzech klubach najbardziej słynących w Niemczech z doskonałej pracy z młodzieżą i odwagi w stawianiu na nastoletnich zawodników. Do tego grona można jeszcze zaliczyć Borussię Dortmund czy SC Freiburg, ale Schalke, Gladbach i RB to prawdziwe marki w świecie piłki młodzieżowej. Schikowski był w minionym sezonie filarem drużyny Borussii Mönchengladbach U-19, wręcz jej niekwestionowaną gwiazdą. Jako środkowy pomocnik strzelił w 31. meczach aż 17 goli i pięć razy asystował. Taka statystyka musi robić wrażenie. W klubie, w którym za defensywę odpowiedzialni są 20-latkowie, a środkiem pola rządzi 21-letni Dahoud, Schikowski w takiej formie zdawał się być wręcz skazany na rychły debiut w pierwszym zespole. Niestety, ekipa Źrebaków zmagała się minionej kampanii ze sporymi problemami. Borussia zakończyła jesień na 14. miejscu, po czym doszło do zmiany trenera, który z kolei w desperackiej walce o punkty nie był skory do sięgania po zawodników z drużyn młodzieżowych. Schikowski najwyraźniej dostał sygnał, że w nadchodzących rozgrywkach również nie może liczyć na zbyt wiele szans od Dietera Heckinga, dlatego będąc przekonanym, że to najwyższy czas na wkroczenie w dorosły futbol, zdecydował się na transfer.
Zaskoczenie, że Florian Schikowski trafił do Lechii. Miał dobre liczby w juniorskich Bundeslidze i LM, liczyłem, że przebije się w Gladbach.
— Michał Trela (@MichalTrelaBlog) June 14, 2017
Schikowski wyjątkowo nie wpisuje się w model kariery polegający na wyjeździe z Polski w wieku juniorskim, bo akurat on w Niemczech już się urodził. Jego rodzina wyprowadziła się za naszą zachodnią granicę w latach 70., dlatego ojczysty kraj Florian zna tylko z corocznych wakacji, które spędzał nad Wisłą. Jego tożsamość narodowa jest jednak bardzo silna. Już jako bardzo mały chłopiec, gdy szkolił się jeszcze w Bayerze 04 Leverkusen, na gościnnym turnieju w Polsce zapowiadał wszem i wobec, że na pewno będzie grał z orzełkiem na piersi. Gdy dorósł, zdania nie zmienił i dziś jest młodzieżowym reprezentantem Biało-Czerwonych (co ciekawe, w kadrze U-19 gra razem z Kamilem Wojtkowskim – dod. red.). Do kraju wieść o polskiej perełce w akademii BMG dotarła dzięki jesiennemu hat-trickowi Schikowskiego w UEFA Youth League przeciwko Celtikowi Glasgow. Polscy kibice odetchnęli z ulgą dowiadując się, że PZPN już dawno do nastoletniego pomocnika dotarł i w związku z tym nie będzie to kolejny talent stracony na rzecz sąsiadów zza Odry.
19-letni piłkarz podpisał z Lechią trzyletni kontrakt. W Gdańsku wcale nie czeka go jednak prosta droga do wielkiej kariery. W pierwszym oficjalnym meczu Biało-Zielonych w sezonie 2017/18 przybysz z Mönchengladbach nie pojawił się na boisku nawet na minutę. Inna sprawa, że do gry w środku pola ma w Lechii nie lada konkurentów. Na pewno należy dać mu czas na zaaklimatyzowanie się w polskich realiach i w szatni zespołu Piotra Nowaka. Schikowski mówi po polsku dosyć swobodnie, choć widać, że momentami sprawia mu to pewne trudności. Można się również spodziewać, że zanim poważnie zaistnieje w seniorskim futbolu, zostanie zmuszony do spędzenia kilku dodatkowych godzin na siłowni. Kibice Lechii mogą być jednak spokojni o przyszłość wychowanka Borussii, który prędzej czy później zaprezentuje swój niemały potencjał na krajowym podwórku.
Cała trójka bez cienia wątpliwości dysponuje ogromnym talentem. W dodatku zostali piłkarsko wychowani w najlepszych niemieckich akademiach piłkarskich, a każdy z nich podkreślał, że tempo, intensywność gry i wymagania, nawet na poziomie A-Junioren Bundesligi, są nieporównywalnie większe niż w Ekstraklasie. Czas zatem potwierdzić, że czas, który spędzili pod skrzydłami niemieckich fachowców nie poszedł na marne. A dla każdego z tych chłopaków najbliższy rok będzie prawdopodobnie kluczowym dla całej kariery.