DgZwZ1YW0AA923_

W przededniu meczu Polska – Kolumbia kibice nad Wisłą z całą pewnością najmocniej oczekiwali na pojedynek Niemców ze Szwedami. Nie wynikało to jedynie z tego, że nasi zachodni sąsiedzi są triumfatorami poprzedniego mundialu, a na rozjemcę wieczornego starcia w Soczi wyznaczono Szymona Marciniaka. Mesut Özil, Toni Kroos, Thomas Müller i spółka na inaugurację zupełnie niespodziewanie ulegli Meksykowi, zatem konfrontacja z kadrą Trzech Koron miała dla nich potężny ciężar gatunkowy. Cieniem na całej rywalizacji położył się błąd polskiego arbitra, który na samym początku nie odgwizdał oczywistego rzutu karnego dla Skandynawów. Wcześniej na murawę wybiegli pogromcy podopiecznych Joachima Löwa, którzy ograli bez większego trudu Koreę Południową, a wczesnym popołudniem bramkową goleadę urządzili sobie Belgowie kosztem Tunezji.

Wyjątkowa skuteczność Orłów Kartaginy

Zwycięzcy Pucharu Narodów Afryki sprzed 14 latu pozostawili dobrze wrażenie po swoim premierowym pojedynku na tegorocznym czempionacie. Ambitna postawa i uważna gra w destrukcji Tunezyjczyków spowodowały, że faworyzowani Anglicy dopiero w doliczonym czasie gry, za sprawą Harry’ego Kane’a, mogli dopisać do swojego dorobku trzy punkty.

W rywalizacji z Belgią piłkarze dowodzeni przez Nabila Maâloula zaprezentowali się zdecydowanie słabiej i popełnili wiele prostych błędów w defensywie. Na najniższą notę w tym meczu nie zapracował jednak żaden z reprezentantów Orłów Kartaginy, lecz duet komentatorów Jońca – Trzeciak, irytujący znacznie bardziej niż niecelne podania Biało-Czerwonych w przegranej batalii z Senegalem.


Mimo że Lukaku i spółka w samej tylko pierwszej części spotkania zaaplikowali 21. drużynie w rankingu FIFA aż trzy trafienia, to przedstawiciele Czarnego Lądu także mieli chwilowy powód do zadowolenia. Po jednym ze stałych fragmentów i celnym uderzeniu Dylana Bronna udało im się zmusić Thibauta Courtoisa do kapitulacji. Co ciekawe, piłkarzom Tunezji udało się wówczas dość ciekawie zapisać w historii, wszak każdy z ich celnych strzałów na rosyjskim turnieju kończył się radością i powiększeniem dorobku bramkowego.




Lukaku zgłasza akces do korony króla strzelców

Złe miłego początki – tak w wielkim skrócie można opisać dotychczasowe występy na MŚ 2018 napastnika Manchesteru United. W pierwszej połowie batalii z Panamą Lukaku był jednym z najsłabszych ogniw w szeregach Roberto Martíneza i miał zaledwie kilka kontaktów z piłką. W drugiej części rywalizacji z Los Canaleros 25-letni snajper zaprezentował się już nieporównywalnie lepiej i inauguracyjne starcie zakończył z dwoma golami.

Podczas sobotniego pojedynku w Moskwie od pierwszych minut Lukaku należał do najbardziej aktywnych zawodników ekipy Czerwonych Diabłów. W efekcie jeszcze przed zejściem do szatni podwoił swój dorobek, czym istotnie podkręcił i tak imponujące statystyki w kadrze. W tym momencie dorobek atakującego MU w drużynie narodowej to 71 meczów i 40 goli. Ponadto z ostatnich 11 meczów w reprezentacji nie udało mu się wpisać na listę strzelców tylko w pojedynku z Portugalią, a także stał się pierwszym graczem od czasów samego Diego Armando Maradony, który zanotował dublety na dwóch kolejnych meczach mundialu.


Tym samym Lukaku wysłał czytelny sygnał w kierunku Cristiano Ronaldo i Diego Costy. Problemy ze stawem skokowym spowodowały jednak, że tuż przed upływem czwartego kwadransa sobotniej rywalizacji wychowanek akademii Anderlechtu został zmieniony przez Marouane’a Fellainiego, co nie zmienia faktu, że jest obecnie jednym z głównym kandydatów do Złotego Buta dla najlepszego snajpera MŚ.



Mundial pod znakiem “jedenastek”

Wprowadzenie na tegorocznych Mistrzostwach Świata technologii VAR przyczyniło się do wyeliminowania wielu pomyłek sędziowskich, które mogły mieć poważne reperkusje dla poszkodowanych drużyn. System powtórek wideo ma także przełożenie na rekordową liczbę rzutów karnych, które do tej pory zdecydowano się podyktować. Tylko podczas sobotnich meczów arbitrzy dwukrotnie wskazywali na “wapno”, a jedno z nich stanowiło zalążek do drugiej wygranej Meksyku. Skutecznym egzekutorem okazał się Carlos Vela, który w ten sposób uczcił pamięć zmarłego przed kilkoma dniami dziadka.

Łącznie na tegorocznym turnieju zrzeszającym najlepsze ekipy globu już czternastokrotnie sędziowie dyktowali “jedenastki”. Choć do końca samej fazy grupowej pozostało jeszcze wiele spotkań, jest to już wyższy wynik niż przez czterema laty.




Pierwszy błąd Marciniaka

Nasz eksportowy arbiter, podobnie jak niemal wszyscy kadrowicze Adama Nawałki, po raz pierwszy dostąpił zaszczytu udziału w najważniejszej piłkarskiej imprezie. Mimo że nad Wisłą nie wszędzie może liczyć na należyty szacunek, to poza granicami ojczyzny jego praca od dawna jest niezwykle wysoko oceniana. Z tego względu na samym początku mundialu płocczanin poprowadził mecz z udziałem aktualnych wicemistrzów świata.

Marciniak nie wszędzie zebrał pozytywne recenzje za swoje decyzje z meczu Argentyna – Islandia, a mimo to w drugiej kolejce skierowano go na arcyważny pojedynek Niemców ze Szwecją. Najważniejszą sobotnią rywalizację rozpoczął jednak od fatalnej pomyłki. 37-latek nie zdecydował się na podyktowanie rzutu karnego dla ekipy Trzech Koron, a jak pokazały powtórki, powinien także znacznie wcześniej usunąć z boiska Jérôme’a Boatenga.


W dalszej części spotkania polski arbiter spisywał się już bez zarzutu, ale pomyłka z pierwszej części gry może się okazać niezwykle kosztowna w kontekście dalszej obsady sędziowskiej turnieju.


„Zwycięstwa z Niemcami możesz być pewien dopiero, gdy siedzą już w autobusie”

W XXI wieku rozpoczęła się klątwa aktualnych mistrzów świata. Na kolejnych czempionatach w fazie grupowej odpadali bowiem Francuzi, Włosi, Hiszpanie, a koszmarnej kompromitacji udało się uniknąć tylko Brazylijczykom. Mimo inauguracyjnej porażki z Meksykiem, nikt się nie spodziewał, że podobny los mogą podzielić nasi zachodni sąsiedzi. Gdy jednak w pierwszej połowie na listę strzelców wpisał się Ola Toivonen, to coraz więcej kibiców zaczęło wierzyć, że Niemcy po wieloletniej przerwie znów poniosą klęskę na rosyjskiej ziemi. Zresztą trudno było o większe upokorzenie dla Die Mannschaft niż trafienie 31-letniego napastnika Toulouse FC, który w ostatnim sezonie ligowym ani razu nie zdołał pokonać bramkarzy rywali!

Na drugie 45 minut podopieczni Joachima Löwa wyszli jednak niezwykle nabuzowani niczym tuż po spożyciu wiadra witamin od Kazimierza Węgrzyna. Akcja “Błyskawica” zakończyła się golem Marco Reusa trzy minuty po wznowienie gry, a później rozpoczęła się rozpaczliwa próba skruszenia szwedzkiego muru. Po czerwonej kartce dla Boatenga wydawało się, że czterokrotni mistrzowie świata do końca będą musieli drżeć o punkt, tymczasem za sprawą zawodzącego przez niemal cały pojedynek Toniego Kroosa to Niemcy zadali decydujący cios. Teraz można już triumfalnie ogłosić Die Rückkehr der Meister! (z niem. “Powrót Mistrzów!”).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *