Mistrzowie Polski mają już za sobą najtrudniejszy egzamin podczas tegorocznej edycji Champions League. Podopieczni Jacka Magiery, wbrew panującym przed meczem opiniom, zaprezentowali się w stolicy Hiszpanii co najmniej przyzwoicie i zagrali na nosie piłkarskim dyletantom, którzy spodziewali się dwucyfrowego wyniku. Gra Legionistów momentami pozwalała zapomnieć o fatalnym początku przygody z najbardziej prestiżowymi rozgrywkami w Europie i przynajmniej częściowo daje powody do optymizmu przed kolejnymi tygodniami.
Przed pierwszym gwizdkiem sędziego najwięcej miejsca poświęcono kwestii niezwiązanej bezpośrednio z piłkarskim rzemiosłem. Hiszpańskie media w dużej mierze zdominował temat ultrasów warszawskiego zespołu, którzy od dłuższego czasu nie mają w Europie najlepszej prasy. I jak wskazuje poniższe nagranie, każda krytyczna wobec nich opinia jest w pełni uzasadniona.
Así están los alrededores del Bernabéu con los ultras del Legiapic.twitter.com/uCyRI3Cn3S
— Javi de Paz (@JavidePazFdez) October 18, 2016
Inna sprawa, że obawa o zachowanie najbardziej zagorzałych kibiców to tylko jeden z problemów, z jakimi musiało się zmierzyć środowisko Legii. Wysoka wygrana Realu w lidze, problemy w defensywie zespołu Jacka Magiery, pogoń Cristiano Ronaldo za rekordami – nic dziwnego, że słowa Zidane’a z konferencji prasowej, które komplementowały wciąż aktualnego mistrza Polski, można było traktować wyłącznie jako najwyższy poziom piłkarskiej dyplomacji.
Początek i długie fragmenty wtorkowego pojedynku pokazały jednak, że Francuz na swoim fachu zna się co najmniej dobrze i wyjątkowo skrupulatnie przeanalizował ostatnie mecze Wojskowych. Już zupełnie poważnie trzeba jednak przyznać, że niewielu ekspertów, którzy przed tak prestiżowym meczem rozmnażają się niczym komary po deszczu, potrafiło przewidzieć taki scenariusz. Były trener Zagłębia Sosnowiec zapowiadał podczas rozmowy z dziennikarzami, że jego podopieczni nie podejdą do renomowanego rywala z przesadnym respektem i będą chcieli zaprezentować, przynajmniej krótkimi momentami, swoje atuty.
Śmieszki śmieszkami, ale naprawdę szacunek dla Legii. Nie wyszli jak na ścięcie, szukają swoich szans. To się ogląda!
— Michał Gutka (@M_Gutka) October 18, 2016
Imponować mogło zwłaszcza niezwykle ofensywne usposobienie gości. Okazuje się, że nie tylko Rayo Vallecano jest w stanie zaprezentować się na Estadio Santiago Bernabéu w sposób przyjemny dla oka. Wystarczy przypomnieć chociażby, jak wyglądała sytuacja warszawskiej drużyny pod wodzą Besnika Hasiego, gdy wyzwanie stanowiło już przedostanie się pod pole karne rywala, o oddaniu strzału nie wspominając. Tymczasem tuż po upływie 20 minut Legioniści mogli zapisać na swoim koncie aż trzy celne uderzenia, czyli zaledwie jedon mniej od aktualnego klubowego mistrza Europy!
Ostatnim klubem który oddał więcej celnych strzałów na bramkę Realu niż Legia (mecze o stawkę) na ich stadionie była Valencia (08/05/16)
— Marcin Tyc (@MarcinTyc) October 18, 2016
Nie można oczywiście zignorować faktu, że przynajmniej po części wynikało to z dość niefrasobliwego podejścia Królewskich do dzisiejszego meczu. W momencie podania oficjalnych składów, z Bale’m, Ronaldo, Benzemą, Kroosem czy Marcelo na czele, należało się spodziewać zdecydowanie większego zaangażowania u podopiecznych Zidane’a, który słynie z tego, że nie kategoryzuje rywali na lepszych i gorszych, a do każdego przeciwnika podchodzi z należytą atencją. Najlepszym przykładem dekoncentracji Los Blancos w początkowych minutach meczu była sytuacja, gdy po efektownym, ale zupełnie niepotrzebnym uderzeniu piętą Benzemy Legia przeprowadziła kontratak, który zakończył się strzałem w słupek Vadisa Odjidjy-Ofoe. Były zawodnik Norwich jest zdecydowanie jednym z największych wygranych “dobrej zmiany” na stanowisku trenerskim.
Legia stworzyła sobie więcej akcji bramkowych w 30 minutach z Realem niż we wszystkich meczach za Hasiego.
— Anna Bachorska (@AnnBachorska) October 18, 2016
Zresztą samemu Jackowi Magierze wypada w obecnej sytuacji poświęcić dłuższą chwilę. Nikt nie oczekiwał przecież od niego, że natychmiast odmieni stołeczny zespół rozbity po rządach “magika” z Albanii. Największej ingerencji wymagały dwie kwestie: postawa w defensywie oraz sposób bronienia stałych fragmentów gry. O ile w pierwszych spotkaniach pod wodzą urodzonego w Częstochowie szkoleniowca nie było widać w tym aspekcie nadzwyczajnej poprawy, o tyle rywalizacja w Madrycie wyraźnie pokazała, że jego pomysły wreszcie zostały ucieleśnione. Przyjezdni nie dość, że nie stracili bramki po rzucie rożnym czy wolnym, to tak naprawdę po żadnym dośrodkowaniu gospodarzy z piłki stojącej Malarz nie został nawet zmuszony do interwencji.
Posiadanie piłki ponad 40 procent. 10 stworzonych sytuacji. Wynik przewidywany, ale gra znacznie lepsza niż ktokolwiek sądził.
— Krzysztof Stanowski (@K_Stanowski) October 18, 2016
W tak krótkim czasie niemożliwym było wyeliminowanie wszystkich mankamentów w grze obronnej, ale i w tym aspekcie można było zauważyć światełko, które w kolejnych tygodnia powinno się przeobrazić w stały element. Nie zabrakło oczywiście indywidualnych błędów każdego z przedstawicieli bloku defensywnego, ale nie było ich na pewno tyle, ile się spodziewano, a co najważniejsze, tylko w jednym przypadku zakończyły się one w najgorszy możliwy sposób. „Pechowcem” okazał się Adam Hloušek, który dość biernie zachował się przy otwierającym wynik spotkania uderzeniu Bale’a. Co prawda dzielnie starał się mu wtórować Bartosz Bereszyński, ale na jego szczęście uniknął podobnych konsekwencji.
Magiera potrafił także, w przeciwieństwie do swojego francuskiego vis a vis, skrzętnie skorzystać z indywidualnych błędów rywala, których – co dość zaskakujące – nie było wcale mało. Dało się zwłaszcza zauważyć, że piłkarze Legii zostali wyczuleni na najsłabszy element w układance Zidane’a – Danilo. Brazylijczyk, który trafił na Półwysep Iberyjski z Porto, notorycznie źle się ustawiał, notował dość zaskakujące kontakty z piłką, a dodatkowo sprokurował rzut karny.
Mimo wysokiej porażki, trzeba uczciwie docenić postawę Legionistów, którzy w odróżnieniu od poprzednich pojedynków w Champions League, zaprezentowali się co najmniej solidnie. Długimi momentami potrafili neutralizować co prawda mocno ukryte, ale cały czas dość wyraźne atuty obrońcy tytułu, a na dodatek sami kilka razy sprawili, że publiczność w Madrycie spojrzała na outsidera z Polski z niedowierzaniem.
7 mecz polskiego klubu z Realem i 7 porażka. Aż 1:5, ale… z honorem.Legia chciała grać w piłkę, raz lepiej, raz gorzej, ale bez strachu
— Roman Kołtoń (@KoltonRoman) October 18, 2016
Piłkarze Legii z czystym sumieniem mogą położyć sie spać. Co tez państwu polecam. Była dość wysoka porażka , ale bez wstydu. Dobranoc.
— Mateusz Borek (@BorekMati) October 18, 2016
Teraz spokojnie można się udać na zakupy i pozwiedzać Madryt. Robota wykonana, wstydu nie ma.