D7kNHbMXoAAcw_0

Prześcigający się w ocenach piłkarzy krajowi żurnaliści wysuwają coraz to nowsze kandydatury do miana “Polskiego Piłkarza Wiosny” w czołowych ligach europejskich. Ku zdziwieniu wielu, w zestawieniu tym nie dominuje nazwisko Roberta Lewandowskiego, bardzo rzadko przewija się Piątek, na próżno szukać także Arkadiusza Milika. A to wszystko z uwagi na fakt, iż ostatnie tygodnie wykreowały na Półwyspie Apenińskim nowego bohatera. Bartłomiej Drągowski, mimo usilnych starań, nie powstrzymał marszu Empoli do Serie B, ale zachwycił obserwatorów calcio do tego stopnia, że nie tylko odkurzył swoje nazwisko w notesach skautów, ale najprawdopodobniej zapracował sobie na angaż w czołowym klubie włoskiej elity.

Wielu kibiców zdążyło już pewnie zapomnieć, jakie cuda potrafi wyczyniać między słupkami 21-letni białostoczanin. Ostatnie dwa lata to przecież notorycznie przesiadywanie na ławce rezerwowych, z której popularny “Drążek” podnosił się jedynie na epizodyczne występy. We Florencji nie chcieli dać polskiemu golkiperowi prawdziwej szansy i usilnie forsowali innych (m.in. Tătărușanu, czy teraz Lafonta), więc wychowanek Jagiellonii musiał odejść, by nie wrócić zbyt szybko z podkulonym ogonem do ojczyzny. Ostatnią deską ratunku było wypożyczenie do Empoli, w którym szlaki przecierali jego nieco starsi rodacy. W poprzednim sezonie bramki Azzurrich strzegł Łukasz Skorupski, również na Stadio Carlo Castellani na szerokie wody wypływał Piotr Zieliński. Decyzja o przeprowadzce niebezpiecznie odkładała się w czasie, jednak koniec końców Drągowski zadebiutował w Empoli 17 lutego br. Od tego momentu młodzieżowy reprezentant Biało-Czerwonych niemal nie schodzi z języków włoskich publicystów, co przy jego obecnej formie akurat nie powinno dziwić.


Utalentowany bramkarz z Podlasia przeniósł się do toskańskiego klubu w jasnym celu – zacząć wreszcie regularnie grać oraz pomóc beniaminkowi Serie A utrzymać się w najwyższej klasie rozgrywkowej w Italii. O ile pierwsze zadanie wydawało się jak najbardziej wykonalne, o tyle drugie nosiło znamiona “mission impossible”. Podopieczni Aurelio Andreazzoliego nie poddali się jednak do samego końca. Odkąd Drągowski pojawił się między słupkami, Azzurri zdobywali średnio 1,3 pkt / mecz, notując dodatkowo imponujący finisz. Od 35. kolejki aż do ostatniego weekendu ligowych zmagań Empoli odniosło 3 zwycięstwa z rzędu, dzięki czemu wizja utrzymania przestała być już wyłącznie marzeniem. Do realizacji zuchwałego planu potrzebne były jeszcze punkty w potyczce z walczącym o Ligę Mistrzów zespołem Nerazzurrich. Na Stadio Giuseppe Meazza Polak brylował na własnym przedpolu, wybronił nawet strzał z jedenastu metrów oddany przez Mauro Icardiego (co przełożyło się na bardzo wysoką notę 8,5 od dziennikarzy La Gazzetta dello Sport – dod. red.), ale w końcowym rozrachunku okazało się to zbyt mało, aby Empoli pozostało w elicie na kolejny rok.


Nie był to oczywiście jedyny w tym roku popis umiejętności urodzonego w Białymstoku golkipera. Istną perełką w jego sportowym CV będzie spotkanie 32. kolejki Serie A, kiedy to Empoli wybrało się na Stadio Atleti Azzurri d’Italia do Bergamo na konfrontację z rewelacyjną Atalantą. To starcie z pewnością na długo pozostanie w pamięci wszystkich fanów calcio. Bramka strzeżona przez Drągowskiego była jak zaczarowana, a kadrowicz Czesława Michniewicza dokonywał prawdziwych piłkarskich cudów. Według współczynnika xG gospodarze zasłużyli w tym meczu na 5,86 gola! Zawodnicy La Dea oddali wówczas aż 42 strzały na bramkę, z czego 18 celnych. Na młodym golkiperze gości nie zrobiło to jednak większego wrażenia – popisał się 17 skutecznymi obronami (rekord rozgrywek!) i zachował czyste konto. Warto nadmienić, że za wspomniany heroiczny występ Drągowski otrzymał od fachowego portalu WhoScored ocenę marzeń (10/10), a w mediach pod jego adresem padały określenia “perfekcyjny, fenomenalny, wyśmienity”. Za wszystkie swoje tegoroczne dokonania na Półwyspie Apenińskim wypracował średnią 6,5 w najpopularniejszym włoskim dzienniku sportowym (skala 1-10), a dodatkowo zawłaszczył trzy pierwsze miejsca, jeśli chodzi o mecze z największą liczbą obronionych strzałów w sezonie. Batalia z Atalantą to bez wątpienia jeden z tych występów, który bramkarz pamięta nawet po latach.


Według najnowszych doniesień prasy w Italii forma, jaką zaprezentował światu 21-letni białostoczanin, mocno zatanawia włodarzy Fiorentiny, wszak w tym samym czasie Alban Lafont przeplatał udane występy prostymi błędami. Nie wydaje się jednak, by polski bramkarz był zainteresowany pozostaniem we Florencji i walką o bluzę z numerem “1”. Tym bardziej, że coraz głośniej mówi się o zainteresowaniu jego usługami ze strony Romy, która jest rozczarowana postawą Robina Olsena, oraz Milanu, gdzie z kolei liczą się z możliwym odejściem Gianluigiego Donnarummy. Jakby tego było mało, z Anglii również docierają pogłoski, jakoby zakusy na Drągowskiego mieli czynić włodarze West Hamu, Huddersfield Town czy Southamptonu.

To zapewne nie jedyne marki, które coraz poważniej sondują możliwość sprowadzenia do siebie utalentowanego i wciąż perspektywicznego bramkarza. Pomimo straconego niedawno okresu Drągowski wciąż może sporo osiągnąć i stać się jeszcze lepszy w swoim fachu. Aby jednak tak się stało, musi wywalczyć sobie niepodważalną pozycję pierwszego bramkarza w każdym klubie, do którego zdecyduje się przejść. Po takich występach, jak te z kwietnia i maja, Polak będzie miał zupełnie inną pozycję wyjściową w porównaniu do tej z początku przygody z drużyną Violi, aczkolwiek w żadnej topowej lidze nie dostanie abonamentu na grę za darmo.


Najważniejszy będzie zatem, jak zawsze przy takiej okazji, mądry wybór niepodyktowany wyłącznie chęcią zarobienia dużych pieniędzy, czy prestiżową nazwą klubu, lecz przede wszystkim chęcią dalszego, konsekwentnego rozwoju. Z perspektywy czasu transfer do Fiorentiny jawi się jako niezbyt przemyślane posunięcie, a wypożyczenie do Empoli wydaje się spóźnione przynajmniej o rok. Kluczową rolę odegrała jednak mocna psychika młodego zawodnika, która pozwoliła mu ponownie uwierzyć w siebie i wrócić na wyżyny bramkarskiego rzemiosła. Nie ulega wątpliwości, że Drągowski ma potencjał, aby być w przyszłości “jedynką” nie tylko w czołowych klubach europejskich, ale również w seniorskiej reprezentacji narodowej. Jeżeli jednak myśli o tym poważnie, to wraz ze swoimi doradcami muszą podejmować trafione decyzję znacznie częściej niż raz na 2,5 roku, wszak kolejna wpadka może okazać się ostatecznym krzyżykiem na drodze do wielkiej międzynarodowej kariery.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *