Bez tytułu

Dla Konstantina Vassiljeva kampania 2016/17 była prawdopodobnie najlepszym okresem w karierze, owocnym w wiele bramek i asyst oraz zwieńczonym wicemistrzostwem Polski. W przerwie letniej Estończyk zdecydował się jednak odejść z drużyny Dumy Podlasia i powrócić do poprzedniego klubu, Piasta Gliwice. Decyzja doświadczonego rozgrywającego została przyjęta w środowisku ze sporym zaskoczeniem. W śląskim zespole “Kostja” znów miał stać się prawdziwym liderem oraz podtrzymać status gwiazdy, tymczasem obecny sezon układa się dla niego i jego kolegów wyjątkowo mizernie.

Niemal dokładnie rok temu zdecydowana większość fanów Ekstraklasy zachwycała się grą Vassiljeva. Wybitny reprezentant Estonii niemal w każdym spotkaniu wymiernie przyczyniał się do zwycięstw Jagiellonii, która pod wodzą Michała Probierza znajdowała się w ścisłej czołówce ligi polskiej. Ostatecznie rutynowany pomocnik zdobył dla białostoczan 13 goli i zanotował 13 decydujących podań, co zapewniło mu triumf w klasyfikacji kanadyjskiej. Lwią część tego dorobku 33-latek zbudował jesienią, bowiem w rundzie rewanżowej, w dużej mierze przez kontuzję, grał znacznie mniej, a co za tym idzie prezentował się słabiej. Ostatecznie pozbawiona od kwietnia trafień i asyst swojego lidera Jaga zajęła drugie, najlepsze w historii klubu miejsce w najwyższej klasie rozgrywkowej. Już w przerwie zimowej praktycznie przesądzone było jednak, że Estończyk opuści stolicę województwa podlaskiego, co ostatecznie nastąpiło w połowie czerwca.


Mimo bardzo dobrych statystyk indywidualnych Vassiljev nie mógł liczyć na wzmożone zainteresowanie ze strony renomowanych klubów zachodnioeuropejskich, gdyż nie jest już zawodnikiem młodym, a metryka jest teraz bardzo ważnym aspektem w doborze nowych piłkarzy w najmocniejszych ligach na Starym Kontynencie. Pojawiały się za to doniesienia o możliwym transferze pomocnika do jednego z klubów rosyjskich lub azerskich, które byłyby w stanie zapłacić dużo więcej niż „Kostja” mógłby zarobić w Białymstoku. Wydawało się to o tyle bardziej prawdopodobne, że przez wiele lat wychowanek Tallinna JK występował w rywalizującym na co dzień w Priemjer-Lidze Amkarze Perm.

Tak się jednak nie stało, więc do walki o podpis Estończyka włączyły się Śląsk Wrocław oraz Cracovia. Na Dolnym Śląsku przebudowano skład oraz strukturę właścicielską, a jedną z opcji było również sprowadzenie do klubu Michała Probierza, byłego szkoleniowca Vassiljeva. „Polski Guardiola” ostatecznie wylądował w Krakowie, więc plotki o pozyskaniu jego byłego podopiecznego do drużyny Pasów zyskały na sile. Choć zakulisowe rozmowy zapewne miały miejsce, także ten scenariusz ostatecznie nie doszedł do skutku.


Koniec końców Vassiljev wybrał opcję dla wielu ekspertów i kibiców zaskakującą – powrót do Piasta Gliwice, w którym grał w sezonie poprzedzającym przenosiny do Jagiellonii. Działacze Piastunek z pewnością nie mogli mu zaoferować lukratywnego kontraktu, ale zapewnili rolę lidera zespołu, a przede wszystkim przedstawili propozycję długoterminowej, trzyletniej umowy Dla piłkarza będącego już u schyłku swojej kariery, mającego w dodatku na utrzymaniu rodzinę, nie są to kwestie bez znaczenia.


Poprzedni sezon przy Okrzei był nader przeciętny, a czynnikiem pobudzającym zmiany miało być właśnie sprowadzenie 98-krotnego reprezentanta Sinisärgid. Jak na razie perspektywa progresu wydaje się dość odległa…


W sezonie 2015/16 za plecami Legii Warszawa niespodziewanie uplasowały się Piast, Zagłębie Lubin i Cracovia. Poprzednia kampania dla wszystkich tych drużyn była już nieporównywalnie słabsza – każda znalazła się bowiem na końcowym etapie rozgrywek w grupie spadkowej. Obecna kampania miała być szansą na przełamanie i powrót do czołówki, jednak na ten moment udaje się to tylko Miedziowym. Z kolei Piastunki i Pasy podtrzymują równy, słaby poziom.


W poprawie wyników zespołu prowadzonego przez Dariusza Wdowczyka nie pomaga również „Car Estonii”, którego postawa jest jednym z największych rozczarowań trwającego sezonu. Po ośmiu kolejkach Vassiljev nie ma na koncie żadnego gola czy asysty, a w zeszłym roku w analogicznym momencie mógł się pochwalić aż sześcioma trafieniami i trzema ostatnimi podaniami. Szanse ku temu “Kostja” miał jednak wyborne, wszak w meczach z Cracovią i Śląskiem nie potrafił zamienić na bramkę rzutów karnych. Jest to o tyle istotne, że oba wspomniane pojedynki zakończyły się remisami, więc rozgrywający Piasta mógł zapewnić swojej drużynie dwa bezcenne komplety punktów.


Co ciekawe, jedyne dwa zwycięstwa w obecnym sezonie Piast zaliczył, gdy doświadczonego pomocnika brakowało w składzie z powodu kontuzji. Kiedy zaś Estończyk przebywał na boisku, wicemistrzowie Polski sprzed dwóch lat nie wygrali żadnego spotkania! W ten sposób nie zagrał on w meczu przeciwko swojej byłej drużynie, rozegranym w dodatku w Białymstoku, które zakończyło się zaskakującą wygraną Piastunek.

Z pewnością istotne znaczenie w kontekście radykalnej obniżki formy Vassiljeva ma fakt, iż w Jagiellonii miał wokół siebie dużo lepszych partnerów, natomiast w Gliwicach zawodników prezentujących wysoką jakość sportową aktualnie nie ma zbyt wielu. Skądinąd słabsza dyspozycja 33-latka trwa znacznie dłużej niż od początku lipca. Ostatniego gola w Ekstraklasie Konstantin strzelił na początku marca – w 24. kolejce minionych rozgrywek przeciwko Śląskowi Wrocław. W podobnym czasie zanotował także ostatnią asystę, zatem regres widoczny jest gołym okiem. Dość powiedzieć, że w 23. wcześniejszych meczach miał udział przy 23 bramkach zdobytych przez swoją drużynę.


Na tym etapie sezonu rację należy przyznać prezesowi Jagiellonii Cezaremu Kuleszy, który przed rozpoczęciem rozgrywek stwierdził, że tak udanej kampanii, jak poprzednia, “Kostja” nie będzie już w stanie powtórzyć. Choć początkowo można było odbierać te słowa w kategoriach drobnej złośliwości i rozczarowania faktem, że Estończyk nie zdecydował się pozostać w Białymstoku, to okazuje się, że była to w dużej mierze trzeźwa ocena aktualnej sytuacji. Z Vassiljevem w formie Piastunki mogą skutecznie powalczyć o awans do grupy mistrzowskiej, co byłoby spełnieniem założeń zarządu i oczekiwań kibiców. Póki co wygląda jednak na to, że po raz kolejny w Gliwicach będą nerwowo spoglądać na układ strefy spadkowej aż do 37. kolejki…


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *