Dge0s4tW4AAOMO7

Tegoroczny mundial na rosyjskich boiskach wkracza w decydujący etap. Znamy już największych wygranych i przegranych fazy grupowej. Zanim jednak rozpoczniemy delektowanie się meczami Francji z Argentyną czy Portugalii z Urugwajem, wróćmy na moment do pierwszego etapu zmagań. Nie zabrakło wielu pięknych momentów, ale również licznych dramatów i szeregu kontrowersji. Które z tych wydarzeń zapadły najmocniej w pamięci?

Kompromitacja Biało-Czerwonych

U polskich sympatyków futbolu trwały ślad zdecydowanie pozostawi bardzo słaby występ kadry Adama Nawałki w Rosji. Biało-Czerwoni przegrali spotkanie otwarcia z Senegalem 1:2 po dwóch kuriozalnych bramkach, a także mecz o wszystko z Kolumbią 0:3. Mundial dla Roberta Lewandowskiego i spółki zakończył się więc bardzo szybko. Brakowało zgrania, kondycji i przede wszystkim goli – zawiodło praktycznie wszystko. Zdaniem wielu reprezentacja Polski nie tylko zanotowała rezultaty znacznie poniżej oczekiwań, ale zaprezentowała wręcz najgorszy futbol ze wszystkich uczestników tegorocznego czempionatu. Nie ma w tym stwierdzeniu zbyt dużej przesady, ponieważ różnicą jest przegrać, a co innego ponieść klęskę w TAKIM stylu…


Lewandowski i spółka zachowywali się na rosyjskich boiskach jakby przebywali tam po raz pierwszy. Nie potrafili przeprowadzić choćby jednej składnej akcji (nie licząc 15 minut pierwszej połowy meczu z Los Cafeteros). Zawiedli siebie nawzajem, zawiedli kibiców, zawiedli cały piłkarski świat…


Stawiani w gronie faworytów Polacy nie udźwignęli presji – widać było braki techniczne i kondycyjne. Już po niecałej godzinie gry – zarówno w pierwszym, jak i drugim meczu – zdawało się, że Orły „oddychały rękawami”, co z pewnością przyczyniło się do blamażu, wszak nie sposób nazwać inaczej ich występu na turnieju finałowym MŚ 2018. Kto zawinił? Nie da się jednoznacznie wskazać głównego winowajcy. Dla wielu jest nim selekcjoner, który zdecydował się powołać na najważniejszą imprezę czterolecia zawodników, którzy większość poprzedniego sezonu spędzili na ławce rezerwowych lub w gabinetach lekarskich.


Nie bez znaczenia było również odważne szachowanie taktyką tuż przed mundialem. Nawałka z pewnością zdawał sobie sprawę z tego, że większość kadrowiczów z takowym ustawieniem nie miała zbyt często (lub w ogóle) do czynienia. Być może także sami piłkarze nie zdawali sobie sprawy, na jak prestiżowym turnieju się znajdują i zlekceważyli rywali, pomimo ostrzeżeń, że na mundialu słabych drużyn nie ma. Jedno jest pewne – coś nie zagrało i teraz trzeba wyciągnąć konsekwencje. Mieliśmy więc w wykonaniu polskich kopaczy, podążając za słowami Jacka Laskowskiego, prawdziwe Mistrzostwa w 4K: Kolumbia, Kazań, Klęska i co tam jeszcze do głowy przychodzi. A fanom Biało-Czerwonych po raz kolejny pozostaje tylko intonować kultową już przyśpiewkę: „Nic się nie stało, Polacy nic się nie stało!”. Tym razem stało się jednak zbyt wiele…

Idealnym podsumowaniem żenującej postawy Polaków była końcówka meczu z Japonią. Udało się wprawdzie wygrać, ale czy uratować chociażby resztki honoru?




Mistrzowie Świata nie obronią tytułu

To było bezsprzecznie największe zaskoczenie przedostatniego dnia fazy grupowej MŚ. Po słabym początku i przegranej z Meksykiem, Niemcy próbowali ratować twarz wygraną w dramatycznych okolicznościach ze Szwecją, jednak porażka 0:2 z Koreą Południową skutecznie sprawiła, że Die Mannschaft, wzorem Polaków, zajęli ostatnie miejsce w swojej grupie.


Nastroje kibiców za Odrą z pewnością nie należą obecnie do najlepszych, tym bardziej, że kiedy Polacy liczyli na spokojny awans do 1/8 finału, za naszą zachodnią granicą żywiono poważne nadzieje na obronę tytułu. Niektórzy pół żartem, pół serio dopatrują się swego rodzaju „klątwy”, wszak cztery lata temu dzierżąca miano najlepszej drużyny globu Hiszpania również nie wyszła z grupy. Sprowadzając jednak wyobraźnię do boiskowych wydarzeń, jak to bywa w wielkich turniejach, wygrywa po prostu ten, kto nie traci punktów.




Polski sędzia znienawidzony

Szymon Marciniak, jedyny polski arbiter z licencją na prowadzenie meczów na najwyższym szczeblu UEFA i FIFA, poważnie naraził się skandynawskim kibicom po tym, jak w meczu drugiej kolejki fazy grupowej pomiędzy Szwecją a Niemcami (1:2) nie podyktował oczywistego rzutu karnego dla reprezentacji Trzech Koron. Sytuacja, w której faulowany był Marcus Berg, mogła się wydawać trudna do oceny, gdyż miała miejsce w trakcie szybkiej kontry, zatem nasz eksportowy sędzia mógł przewinienia nie dostrzec, ale przecież właśnie do wyjaśniania takich kontrowersji wdrożony został system Video Assistant Referee.


Arbiter z Płocka nie skorzystał wówczas z powtórki wideo i choć to sędzia główny podejmuje ostateczną decyzję, a za zasygnalizowanie mu, czy powinien skorzystać z VARu odpowiada cały sztab przeznaczonych do tego osób, to cała odpowiedzialność spadła na Polaka. Media na całym świecie anonsowały, że „Szwecja została okradziona przez Marciniaka”, ale co ciekawe, to nie pierwsza sporna sytuacja, w której Marciniak nie skorzystał z dobrodziejstwa technologii, choć miał do tego pełne prawo. Na początku fazy grupowej analogiczne zdarzenie miało miejsce w starciu Argentyny z Islandią, jednak później wykazano, że do błędu sędziowskiego nie doszło. Podopiecznym Janne Anderssona „jedenastka” należała się bez wątpienia, ale sprawiedliwości stało się zadość i to Szwecja kosztem Niemiec awansowała do fazy pucharowej.


VAR odmienił oblicze futbolu

Jeśli już o wideoweryfikacji mowa, to – jak można się było spodziewać – debiutujący na wielkiej imprezie sportowej system VAR przyniósł w ostatnich potyczkach wiele kontrowersji, począwszy od tego, że w zamyśle miał on pomagać sędziom w podejmowaniu decyzji i unikaniu pomyłek, a mimo tego błędy wciąż się zdarzają i niejednokrotnie arbitrzy nie próbują nawet wyjaśniać sytuacji spornych poprzez wspomniane udogodnienie. Mało tego, system powtórek wideo ma obecnie ogromny wpływ na przebieg i wyniki meczów Mistrzostw Świata w Rosji. Wystarczy wspomnieć, że na tegorocznym turnieju podyktowanych zostało póki co aż 20 rzutów karnych (stan na 27 czerwca 2018), co już stanowi rekord wszech czasów w historii mundiali.


Dotychczas najwięcej, bo po 18 razy w całym czempionacie ustawiano piłkę na jedenastym metrze w trakcie turniejów w 1990, 1998 i 2002 roku, a to mówi samo za siebie. Można być jednak pewnym, że rosyjski rekord zostanie jeszcze mocno wyśrubowany i przynajmniej kilka rzutów karnych w fazie pucharowej jeszcze zobaczymy. Pojawiają się też głosy, jakoby system VAR odbierał całą przyjemność z oglądania futbolu, ponieważ gra stała się przez to wolniejsza, często jest przerywana, a sędziowie, przez częste podchodzenie do monitora, muszą doliczać do spotkań średnio po pięć i więcej minut. A to z kolei w wielu przypadkach skutkuje bramkami, które przed wdrożeniem wideoweryfikacji nie miałyby szansy paść. Ile głosów, tyle opinii.


Indywidualne rekordy

Absolutnie unikatową sytuacją w MŚ 2018 był występ golkipera Faraonów Essama El Hadary’ego. Zawodnik Al-Taawoun FC wystąpił w meczu pomiędzy reprezentacjami Egiptu i Arabii Saudyjskiej dokładnie w wieku 45 lat, 5 miesięcy i 10 dni, ustanawiając tym samym rekord w historii światowego czempionatu.


Piłkarze Faraonów wcześniej pożegnali się już z szansą na wyjście z grupy i selekcjoner Héctor Raúl Cúper miał okazję poeksperymentować ze składem, zatem uczynił to, co obiecał jeszcze przed rozpoczęciem mundialu – wystawił El Hadary’ego między słupkami. Co zaskakujące, egipski weteran obronił nawet rzut karny, udowadniając, że wiek u bramkarza to tylko liczba. Ostatecznie spotkanie w Wołgogradzie zakończyło się porażką przedstawiciela Afryki 1:2.

Innym piłkarskim rekordzistą tegorocznego turnieju został znany z występów m.in. w Barcelonie i AS Monaco Rafael Márquez. Meksykański stoper wystąpił w wygranej potyczce z podopiecznymi Joachima Löwa, stając się w ten sposób trzecim w historii graczem, który wystąpił w co najmniej jednym meczu na pięciu kolejnych turniejach finałowych MŚ.




Upadek Maradony

Mecz Argentyny z Nigerią, poza wyszarpanym na finiszu awansem Albicelestes do fazy pucharowej dzięki nawrotowi formy Leo Messiego, obfitował również w wiele ciekawych wydarzeń na trybunach. Kontrowersyjna legenda futbolu, “Boski Diego”, najwidoczniej wróciła do starych nawyków i dała upust swoim emocjom w bardzo radykalny sposób. Począwszy od ekspresyjnej mowy ciała, gestykulacji i teatralnego przeżywania boiskowych wydarzeń, poprzez drzemkę, aż do pokazywania środkowego palca arbitrowi czy drużynie przeciwnej. Taką postawą były gwiazdor Napoli z pewnością nie przysporzył sobie sympatii piłkarskiego światka. Ostatecznie Maradona został wyprowadzony ze stadionu ze względu na „zły stan zdrowia” i ponoć zaraz po spotkaniu zameldował się w rosyjskim szpitalu. Czy aby na pewno była to tylko “chwilowa słabość”?



„Kopciuszki” pokazały, ile naprawdę znaczą

W pamięci kibiców na całym świecie z pewnością zapiszą się również pełne pasji i zawziętości występy drużyn z góry skazywanych na pożarcie, w szczególności Iranu i Maroka. Obie reprezentacje co prawda pożegnały się już z turniejem, a;e po drodze zdążyły wszystkich zadziwić – w przeciwieństwie do Biało-Czerwonych – swoją wolą walki i ogromnym sercem do gry. Pomimo że rywalizacja w grupie z Hiszpanią i Portugalią do łatwych nie należy, podopieczni Carlosa Queiroza i Hervé Renarda nie dali za wygraną i pokazali, że mimo dużo niższej pozycji w rankingu FIFA, grać w piłkę potrafią i tanio skóry nie sprzedadzą.


Zarówno Lwy Atlasu, jak i Persowie w konfrontacjach z mistrzami świata z 2010 i aktualnymi mistrzami Europy stracili odpowiednio: 2 i 1 bramkę. Doprawdy niewiele zabrakło, by wyniki ostatniej kolejki grupy B całkowicie przewróciły układ w tabeli.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *