Mimo że latem na Volkswagen Arena doszło do małej rewolucji, kłopoty Wolfsburga pozostały takie same, jak przed rokiem. Dieter Hecking pozmieniał niemal wszystko, co nie funkcjonowało – począwszy od składu, aż po ustawienie taktyczne. Niestety, na razie nie widać żadnych pozytywów tego przeobrażenia. Wicemistrz Niemiec sprzed dwóch lat w niczym nie przypomina zespołu zdolnego walczyć o trofea. Choć poprzedni sezon to historia, demony przeszłości nie opuściły Volkswagen Areny. Wydawało się, że zeszłoroczne kompleksy Wilków znikną wraz z nową kampanią, ale początek rozgrywek w wykonaniu Wolfsburga nie rzuca jednak na kolana. Dieter Hecking musi mieć świadomość, że drużyna nie funkcjonuje właściwie. Sztab szkoleniowy VfL-u powinien więc zacząć się zastanawiać, co poprawić, by ekipa z Dolnej Saksonii wreszcie prezentowała się na miarę potencjału i oczekiwań. Szybka tendencja wzrostowa w przypadku tak silnego kadrowo zespołu jest jak najbardziej możliwa. Brzydcy od pasa w dół Gdyby sporządzić listę błędów popełnianych przez poszczególnych defensorów Wolfsburga, ich wyliczanie zajęłoby lwią część dnia. Latem drużynę z miasta Volkswagena na zasadzie wolnego transferu opuścił doświadczony stoper Naldo, a jego nie mniej ograny w niemieckich realiach rodak Dante powędrował do francuskiej Nicei. Środek obrony, który wcale nie stanowił monolitu, został więc rozbity. W odwodzie 52-letniemu trenerowi został tylko Robin Knoche, także mający w repertuarze swoich zagrań wiele uchybień. Sprowadzenie do klubu Jeffreya Brumy z PSV i wypożyczenie Philippa Wollscheida z angielskiego Stoke City miało wprowadzić do ekipy Die Wölfe więcej spokoju i pewności. Jak się okazuje, nie wprowadziło. Jeżeli w poprzednich rozgrywkach Wolfsburczycy mieli pewne niedostatki w defensywie, to
(...)