
Europejskie puchary to jest Wielki Marsz. Czy wszystkie angielskie kluby są na niego gotowe?
Dla wielu klubów Premier League udział w Lidze Mistrzów wciąż pozostaje wyłącznie w sferze marzeń. Od kilkunastu lat z góry wiadomo bowiem, że w najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywkach na Starym Kontynencie rywalizować będą przedstawiciele tzw. “Wielkiej Szóstki”, a zmianie ulega jedynie kolejność, w jakiej meldują się na ligowym finiszu. Reszta stawki musi zadowolić się batalią o umowny tytuł “Best of the rest”, czyli najlepszy zespół za plecami gigantów. I choć teoretycznie jest się o co bić, wszak często nawet siódme miejsce na koniec sezonu (a zdarzają się przypadki, że także wysoka pozycja w europejskiej klasyfikacji Fair Play) daje prawo startu w eliminacjach do Ligi Europy, która dla angielskich średniaków stanowi sporą nobilitację, to w praktyce udział w rozgrywkach nazywanych ubogą krewną Champions League bywa dla szkoleniowców tychże drużyn nie lada wyzwaniem. O tym, że przywilej zaprezentowania się na międzynarodowych arenach może sporo kosztować, przekonuje się właśnie kolejny menedżer – Nuno Espírito Santo.
(...)