Graziano Pellè od czasu ćwierćfinałowego spotkania Mistrzostw Europy z reprezentacją Niemiec jest w Italii drugim, obok Simone Zazy, obiektem kpin i pogardy. Włosi mają mu za złe nie tyle fatalnie przestrzelony rzut karny, co prowokacyjne gesty skierowane wobec Manuela Neuera przed uderzeniem z jedenastu metrów. Pellè nie zmartwił się jednak nadzwyczajnie i po przejechaniu połowy świata w czasie swoich wakacji po EURO (co w barwny sposób relacjonował na Instagramie) udał się w dwuletnią podróż do Chin, przy okazji stając się najlepiej zarabiającym włoskim piłkarzem. Kariera 30-latka nigdy nie była modelowym przykładem. Swoją przygodę z piłką Graziano rozpoczynał w Lecce, z którego kilkukrotnie był wypożyczany (Catania, Crotone, Cesena). Nigdzie nie mógł jednak zagrzać miejsca na dłużej, a włoska ekstraklasa wydawała się dla niego zbyt wysokim poziomem. Dlatego też zdecydował się zamienić Półwysep Apeniński na Niderlandy, gdzie podpisał kontrakt z AZ Alkmaar. W Holandii wysoki napastnik również nie błyszczał i mimo niezliczonej ilości szans, w przeciągu czterech sezonów zdołał ustrzelić zaledwie 16 bramek w 94 spotkaniach. Średnia 0,17 gola na mecz mogła zatrważać, a pamiętajmy, że nie mówimy o młodym wówczas zawodniku, wchodzącym dopiero do świata wielkiej piłki, lecz o 24-latku bez większego doświadczenia na arenie międzynarodowej. Z Alkmaar bez żalu oddano go zatem do Parmy, która dzięki swojej polityce transferowej, opierającej się na przyjmowaniu jak największej liczby zawodników (był to jeden z powodów, dla którego klub kilka lat później zbankrutował i obecnie gra w Lega Pro – dod. red.), przyjęła napastnika z otwartymi ramionami, dając mu szansę występów w Serie A.
(...)