Wyjściowa jedenastka na Camp Nou, start na Wanda Metropolitano, a na deser pierwszy skład na Johan Cruyff Arena w Amsterdamie – tak w skrócie można by opisać ostatnie dwa tygodnie brazylijskiej perełki w barwach Realu Madryt. W przeciągu ledwie kilku dni udało mu się zebrać piłkarską trylogię, która jeszcze do niedawna wydawała się tylko złudnym marzeniem mogącym spełnić się co najwyżej w jakiejś dłuższej perspektywie czasu. Młody skrzydłowy rodem z São Gonçalo wyraźnie znajduje się na fali wznoszącej i zaczyna stawać się uosobieniem odpowiedzi na najpopularniejsze dotąd pytanie, które zadawała sobie społeczność madridistas: jak Real będzie sobie radził bez Cristiano?
Gdy Vinicius dołączał do zespołu prowadzonego wówczas jeszcze przez Julena Lopeteguiego za kwotę oscylującą w granicach 45 mln €, oczywistym było, że jego występom i rozwojowi towarzyszyć będzie spora dawka oczekiwań, oraz że oczy wszystkich fanów Los Blancos zwrócone będą w jego kierunku, wyczekując na wystrzał formy, ale również na pierwsze niepowodzenia. Początkowo bliżej było uzdolnionemu nastolatkowi do tego drugiego, gdyż były selekcjoner reprezentacji Hiszpanii nie ufał skrzydłowemu z Kraju Kawy. Pod jego wodzą wychowanek Flamengo zagrał jedynie 12 minut w seniorskiej piłce, z reguły terminując w drugiej drużynie Królewskich, gdzie notabene szło mu bardzo przyzwoicie. Wszystko zmieniło się jednak po pamiętnej klęsce z Barceloną i objęciu głównego steru przez Santiago Solariego. Od tego momentu urodzony w São Gonçalo piłkarz wdarł się przebojem do pierwszego składu Realu i imponuje nie tylko przebojowością, ale także liczbami.
Vinícius Jr. is the youngest player to provide an assist for Real Madrid in the Champions League since Raphaël Varane vs. Dinamo Zagreb.
Both 18 at the time. 👶 pic.twitter.com/xbVHzK9lOL
— Squawka Football (@Squawka) February 13, 2019
Póki co, na grę Viníciusa patrzy się równocześnie z dreszczykiem emocji i nutką frustracji (szczególnie jeżeli sympatyzuje się z Los Merengues). Brazylijskiemu skrzydłowemu nie brakuje odwagi, nie można odmówić mu także szybkości czy przebojowości. Chętnie wchodzi w drybling, próbuje niekonwencjonalnych zagrań, ale brakuje mu doświadczenia, nieco boiskowego cwaniactwa i chłodnej głowy. Niektórzy twierdzą nawet, że gdyby na Camp Nou 18-latek podejmował lepsze decyzje, to Real wywiózłby ze stolicy Katalonii dużo lepszy rezultat niż 1:1. Nie przeczy to jednak temu, że aktualnie to właśnie Vinicius stał się twarzą Realu Solariego – ma niepodważalne miejsce w pierwszym składzie, a na swoim koncie zgromadził już 3 bramki i aż 12 asyst w 24 występach, biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki. Okazję do polepszenia statystyk będzie miał bardzo szybko, ale poprzeczka zawiśnie wysoko, w końcu przed Realem rewanże zarówno w Champions League, jak i Copa del Rey. Wydaje się natomiast, że nieopierzony młokos nic nie robi sobie z ciężaru gatunkowego tych spotkań.
„Vinícius jest odpowiedzialnym chlopakiem. To, co robi, nie zaskoczyło mnie. Znamy i wiemy, jaki drzemie w nim potencjał, jednak to nie jest Cristiano Ronaldo. Cały czas jest między nimi spora różnica. Cristiano napisał wielką historię zarówno w Realu, jak i reprezentacji. Nie mam jednak wątpliwości, że Vinícius także ma predyspozycje do tego, by napisać swoją własną, musi jednak być skupiony na piłce, bardzo mocno wyróżniać się ambicją i zaangażowaniem. Jeden dobry mecz to za mało, by powiedzieć, że “to już”. Najwięksi piłkarze cały czas muszą udowadniać, że potrafią coś więcej”.
Cafú
Hiszpańskie media równie głośno, co o dobrej formie sportowej, piszą o osobistej przemianie nowego gracza Realu. Duża w tym zasługa innego piłkarza Los Blancos – Karima Benzemy, który stał się dla osiemnastolatka niczym piłkarski ojciec. Od samego początku widać, że obaj świetnie rozumieją się na boisku. Znajdujący się ostatnio w bardzo dobrej dyspozycji Francuz znalazł w młodym Brazylijczyku idealne uzupełnienie. Gdy wychowanek Olympique’u Lyon jest w posiadaniu piłki, nie waha się, by obsłużyć przebojowego skrzydłowego jakimś niekonwencjonalnym, prostopadłym podaniem. Vinicius natomiast chce czerpać wiedzę od dużo bardziej doświadczonego kolegi, a w zamian za wszystkie porady odpłaca się mającemu algierskie korzenie atakującemu asystami. Bardzo wymowna była scenka z rozgrzewki przed meczem z Atlético, kiedy to doświadczony napastnik podszedł do młodszego o ponad 10 lat kolegi, objął go ramieniem i przekazał kilka ostatnich wskazówek, jak ma zachowywać się w pojedynkach z zaprawionymi w bojach podopiecznymi Diego Simeone.
„Z Karimem wszystko jest łatwiejsze. Jego obecność bardzo pomaga mi w podejmowaniu dobrych decyzji na boisku. Obaj świetnie się rozumiemy. Pomaga mi od momentu mojego przyjścia tutaj, a ja staram się robić wszystko, co mogę, najlepiej jak się da. Karim także robi wszystko, co może, by pomóc mi, ale również drużynie, byśmy wspólnie mogli wygrywać.”
Vinícius Júnior
Na osobną wzmiankę zasługuje fakt, że w przeciwieństwie do chociażby Garetha Bale’a były gracz Flamengo coraz lepiej radzi sobie z językiem hiszpańskim, którego zaczął się uczyć dosłownie chwilę po tym, jak włodarze Realu ogłosili jego pozyskanie w maju 2017 roku. Od tamtego momentu Brazylijczyk regularnie uczęszcza na lekcje i wraz z upływem czasu bariera językowa zanika. Nawet w ostatnim okresie, gdy Królewscy grali mecze w krótkich odstępach czasu, “Vini” pojawiał się na zajęciach językowych trzy razy w tygodniu, czym dodatkowo zyskuje sympatię szatni, która chyba nie ma już oporów przed powierzaniem mu większej odpowiedzialności za losy poszczególnych spotkań.
Źródło: Marca
Wielu zastanawia się jednak, co może pójść nie tak. Są chęci do nauki, jest pokora, mentor, odpowiednie nastawienie mentalne oraz nieprzeciętne umiejętności. Oprócz tego cały zastęp doświadczonych i zaprawionych w bojach kolegów, którzy niejedno wygrali, ale i niejedno przegrali, oraz byli świadkami wielu piłkarskich upadków, których akurat w Realu nie brakowało. Póki co wszystko wygląda co najmniej dobrze, bo premierowa kampania utalentowanego zawodnika na Starym Kontynencie już za chwilę może przynieść liczby, których przed sezonem pewnie nikt nie śmiałby nawet od niego oczekiwać. Po raz kolejny wychodzi więc na to, że na czym jak na czym, ale na interesach to Florentino Pérez zna się jak mało kto. A należy pamiętać, że już latem do białej części Madrytu przybędzie kolejny brazylijski posiłek w osobie Rodrygo. Nie pozostaje zatem nic innego, jak śledzić rozwój obu młodych gwiazd w oczekiwaniu na kolejne wielkie postaci świata futbolu rodem ze słonecznej Copacabany.