Wes-Morgan-Leicester-City

Od gościa, którego z powodu nadwagi trenerzy juniorów ukrywali przed szkoleniowcem pierwszej drużyny, do kapitana zespołu, który jest o krok od sprawienia największej sensacji w światowej piłce ostatnich lat. Późny debiut w elicie, cudowne utrzymanie w pierwszym sezonie Premier League i marsz po tytuł, którego nie spodziewał się nikt.

“Pamiętam, że oglądałem go jeszcze w Nottingham Forest i myślałem, że dałby sobie radę w Premier League. Trochę to trwało, zanim osiągnął ten pułap, ale pokazuje wszystkim, że pasuje do tego poziomu. To właściwie przesądzone, że jest dla niego za późno na to, by pojechać na Euro 2016, ale gdyby mu się udało, to wydaje mi się, że nie zawiódłby nikogo”

Powyższe słowa powiedział o Wesie Morganie Harry Redknapp, zaliczając tym samym jedną z większych wpadek w ostatnich miesiącach w angielskiej piłce.


Morgan rozegrał w barwach kadry narodowej 25 meczów, ale to reprezentacja… Jamajki. Zadebiutował w niej mając 29 lat.

“Teraz myślę tylko o tym, by zagrać dla Jamajki, chcę wygrywać mecze i awansować ma mistrzostwa świata, co byłoby dla mnie najjaśniejszym momentem w karierze” – mówił Wes Morgan w 2013 roku, kiedy otrzymał powołanie.

Cóż, piłka jest przewrotna, trudno zaprzeczyć. To kolejny przypadek, który to potwierdza. Skoro sam Morgan nie spodziewał się tego, że może stać się bardzo ważną częścią zespołu, który sprawi największą sensację od lat w świecie wielkiego futbolu, to kto miał to przewidzieć?


Kapitanem Leicester jest facet, który piłkę w Premier League kopnął pierwszy raz po 30. roku życia. Nie dlatego, że wcześniej walczył o trofea w Primera Division, Bundeslidze czy Serie A i po prostu odrobinę się zasiedział przed wyjazdem na Wyspy. Morgan był na miejscu, ale wypracował sobie tylko łatkę piłkarza, który dobrze sprawdza się na zapleczu elity. Albo zapleczu zaplecza elity, bo w Nottingham Forest grał także w League One.

W sumie zaliczył ponad 100 występów na trzecim poziomie rozgrywkowym w Anglii, dokładnie 303 w Championship (zaczynał jeszcze w czasach, kiedy ta nazywała się First Division, więc trochę ponad dekadę temu – przyp. red.). I tylko 69 gier w Premier League, do której trafił jako ktoś, kto ma dużo do udowodnienia. Ilu takich graczy elita wypluła, by nigdy nie przyjąć ich z powrotem? Możemy liczyć ich w setkach. Ilu z nich miało szansę powtórzyć to, co być może stanie się udziałem Morgana? Takich można szukać ze świecą.

Czy mówimy tu o wielkim talencie, który przeszedł niezauważony przez skautów czołowych klubów i dopiero teraz eksplodował formą? Nie, przypadek Wesa Morgana to kolejna historia, która pokazuje, dokąd można dojść ciężką pracą, zaangażowaniem, konsekwencją. To na pewno nie człowiek, który wszystko miał podane na tacy. I można nazwać go historią tego sezonu Leicester zamkniętą w pigułce.

Jako dzieciak został odpalony w Notts County, przez jakiś czas grywał w amatorskiej lidze w barwach Dunkirk FC. To był poważny sygnał, żeby jeszcze raz przemyśleć swoją karierę i swoje perspektywy. Zapisał się na kurs księgowości. Stwierdził, że pieniądze w tym zawodzie są niezłe, matematyka też nie sprawiała mu większych problemów. Ostatecznie dał sobie jeszcze jedną szansę. Pierwszy raz w Nottingham Forest pojawił się w wieku 17 lat.

“Przyszedł do nas późno, ale już jako nastolatek był kawałem chłopa. Powiedziałem trenerom, że zanim w ogóle założy naszą koszulkę, musi nabrać formy. Nie zajęło mu to dużo czasu. Wie jakie są jego zalety i w pełni je wykorzystuje, to u piłkarza ogromny atut. Nigdy się nie poddał i to samo widać teraz w Leicester. Wszystko osiągnął sam. Nie ma wielu zawodników, którzy w tym wieku są w stanie zrobić taki postęp, ale w Leicester to motyw przewodni tego sezonu” – mówił Paul Hart, który rządził w klubie, kiedy Morgan się w nim znalazł.

Na samym początku trenerzy juniorów mieli przed Hartem ukrywać stopera z powodu jego nadwagi. Po każdym treningu na boisku można było zobaczyć większego niż reszta dzieciaka, który zasuwał jedno okrążenie za drugim. Przez dołożone warstwy ubrania przypominał bardziej boksera albo zapaśnika, który zbija wagę przed walką.

“Trener drużyny (juniorów), John Pemberton, praktycznie ukrywał mnie przed menedżerem, nigdy nie występowałem w meczach. Od razu powiedziano mi, że muszę schudnąć. Musieli coś we mnie zobaczyć, ale sam wiedziałem, że pod względem sylwetki obok profesjonalnego piłkarza nawet nie stałem. W soboty miałem treningi biegowe, patrzyłem, jak koledzy grają. Tak wyglądał cały mój pierwszy sezon” – opowiadał Morgan o początkach w Forest.

“Zajęło mi trochę lat, żeby zrozumieć, co muszę robić na swojej pozycji. Zamiast bazować tylko na moich warunkach fizycznych, nauczyłem się czytać grę i ustawiać się tam, gdzie powinienem być” – zwierzał się z kolei w jednym z wywiadów.

Piłka nożna to trudne zajęcie? Dla kogoś, kto dorastał w dzielnicy Meadows w Nottingham, boisko jest raczej odskocznią i miejscem stosunkowo bezpiecznym.

“Tak, to chłopak z Meadows, ale to jeden z najwspanialszych ludzi, jakich poznałem. Gdyby nie był piłkarzem, byłby najmilszym mechanikiem samochodowym albo sprzedawcą, jakiego możecie spotkać. Nigdy nie słyszałem, żeby brał udział w jakimkolwiek pozaboiskowym, idiotycznym wybryku. Jeśli zdobędzie tytuł, nie będzie ludzi bardziej z niego dumnych niż ci, którzy trenowali go w Forest” – mówił inny menedżer jego byłego klubu, Ian McParland.

W Forest debiutował jako 19-latek i momentalnie wskoczył do składu. Klub przeżywał jednak problemy organizacyjne, finansowe i sportowe, które w 2005 roku zakończyły się spadkiem do League One. To był dramat, bo jako pierwszy w historii zdobywca europejskiego pucharu (czasy wielkiego Briana Clough, który dwukrotnie zdobył Klubowy Puchar Europy w 1979 i 1980 roku – przyp. red.) spadł do trzeciej ligi.

W 2008 roku zespół podniósł się z kolan, z Morganem w składzie zaliczył w sezonie League One 24 czyste konta i awansował do Championship. W 2011 roku Jamajczyk rozegrał w barwach Forest mecz numer 400, rok później Leicester zdecydował się sprowadzić go do siebie. Wydał na obrońcę milion funtów.


Szybko zdobywa opaskę kapitańską, rozpoczynając marsz w górę tabeli, zakończony awansem. Wreszcie w sierpniu 2014 roku debiutuje w Premier League jako trzydziestolatek. Gra praktycznie wszystko, ale trudno powiedzieć, żeby zbierał świetne recenzje. Popełnia błędy, Lisy tracą masę bramek i lądują na dnie tabeli. Potem Morgan ma swój udział w „wielkiej ucieczce”, drużyna ratuje ligę,, by w kolejnym sezonie znów walczyć o utrzymanie. Taki przynajmniej był scenariusz, który miał nigdy się nie wydarzyć. Zamiast tego, co napisali dla nich inni, w maju możemy zobaczyć sensacyjnego mistrza Anglii, o którym będzie mówił cały piłkarski świat. A Morgan jest jednym z tych, którzy prowadzą ten klub: cztery ostatnie mecze bez straty bramki, szansa na klubowy rekord pod tym względem – to mówi samo za siebie. A jeśli to za mało, to polecamy statystykę, która pokazuje grę obrony Leicester w optymalnym składzie.


Bez względu na końcowy wynik, “Wielki Wes” w tym sezonie naprawdę zasłużył na ten przydomek.

“Dążyliśmy do tego przez całe nasze kariery. To jak jazda, której nie chcesz przerywać. Zasłużyliśmy sobie na to” – mówi Morgan. I trudno się z nim nie zgodzić. Zawodnicy często niechciani gdzie indziej, odrzucani przez większe zespoły, tacy, którym sukces wróżyło już niewielu – właśnie tacy piłkarze spełniają w tym sezonie swoje marzenia. A my kochamy takie historie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *